Forum Dyskusyjne
Zaloguj Rejestracja Szukaj Forum dyskusyjne

Forum dyskusyjne -> Inne -> Obieżyświat -> ,,Bliski Wschód" Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu
Re: <Berger> ,,Bliski Wschód"
PostWysłano: Środa, 30 Czerwca 2004, 17:00 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
EB
Stały bywalec
<tt>Stały bywalec</tt>
 
Użytkownik #744
Posty: 138


[ Osobista Galeria ]




Czytając Twoją wycieczkę mam nieodparte wrażnie, że Tallin dużo bardziej zapadł Ci w pamięć nić Petersburg... Wydaje sie być szczególnym miejscem. Z Twojego opisu wynika iż jest tam wyjątkowa atmosfera, nastrój i to coś, co sprawia, że są pewne miejsca, do których chce się wracać.

Powiem szczerze, ze nie znam nikogo innego, kto byłby w Tallinie. smile.gif
  
Re: <EB> ,,Bliski Wschód"
PostWysłano: Czwartek, 01 Lipca 2004, 15:48 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Berger
Sentinel
 
Użytkownik #223
Posty: 5725


[ Osobista Galeria ]




Bo JEST szczególny. Kraje bałtyckie to najbardziej zachodnia część byłego imperium sowieckiego, Estonia jest najbardziej zachodnia ze wszystkich trzech krajów bałtyckich, zaś Tallin to perełka w estońskiej koronie. smile.gif
Powiem szczerze - po ujrzeniu Tallina, stwierdziłem, że cel mojej wyprawy jest już osiągnięty.
  
Re: <Berger> ,,Bliski Wschód"
PostWysłano: Czwartek, 01 Lipca 2004, 17:32 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Berger
Sentinel
 
Użytkownik #223
Posty: 5725


[ Osobista Galeria ]




W ostatnim dniu pobytu w Tallinie poszukiwaliśmy pewnego baru w dzielnicy fabrycznej, w którym moglibyśmy tanio zjeść obiad. Baru jakoś nie odnaleźliśmy, ale trafiliśmy za to na sklep spożywczy, w którym był bufet. Za 100 g danej każdej z potraw płaciło się 9 koron 90 centów. Do tego kawa za 8 koron i obiad był królewski. smile.gif
Niestety, ledwie wyjechaliśmy z Tallina, odezwał się samochód. Dała znać o sobie fuszerka mechaników. Zatrzymaliśmy się nad zalewem jakiejś rzeki, gdzie kierowca zabrał się za poprawianie błędów ,,fachowców". A że pogoda zrobiła się piękna, inny kolega nadmuchał ponton i wyruszył na zalew. Po nim spróbowałem ja. Kurka, pontonem się pływa o wiele trudniej niż kajakiem! Ale było pięknie: słońce, woda, zalesione brzegi i ja. smile.gif Chciałem przybić do brzegu w pobliżu tamy, ale trochę spękałem. Przy moim opanowaniu pontonowego pilotażu, mógłbym się zmienić w mielone.
Gdy samochód został naprawiony, wyruszyliśmy w kierunku Narvy. Jechało się szybko, gdyż drogi w Estonii (w odróżnieniu np. od Łotwy, czy Polski), generalnie są bardzo dobre. Wyjątek to ocinki dróg, które są w przebudowie. Widocznie Unia dała akurat pieniądze i tych odcinków było trochę. Nie były zamknięte dla ruchu, ale był z nich zdarty asfalt, a między pasami wznosiła się pryzma czegoś w rodzaju szutru.
Do Narvy przybyliśmy późnym wieczorem i zaczęliśmy nerwowo poszukiwać noclegu. Miejscowi skierowali nas na jakieś blokowisko, p o którym trochę się kręciliśmy. Pomógł pan Leonid, który wsiadł z nami do samochodu i popilotował nas do samego hostelu. Hostel mieści się przy ul. Partyzantów 4. Wjeżdżając do miasta, skręca się w prawo od ul. Tallińskiej. Za dwupokojowy apartament z czterema łóżkami zapłaciliśmy 400 koron. Dwie osoby spały na karimatach.
Osobny temat to pan Leonid. Koledzy zaczęli wypytywać go o mechaników, bankomat i parking strzeżony. Narva to bowiem ostatni przyczółek Zachodu. Dalej jest już Rosja, do której nie chcieliśmy wjeżdżać autami. Pan Leonid to miejscowy Rosjanin - w estońskiej Narvie mieszkają głównie Rosjanie. Niektórzy Estończycy mówią nawet: ,,Niech sobie Ruscy siedzą w tym swoim getcie". Ale Rosjanie z Narvy to Rosjanie hm... europejscy. Pan Leonid był przy tym człowiekiem niezwykle życzliwym. Zadeklarował, że chętnie nam pokaże wszystko, co chcemy. Jedna z koleżanek oburzyła się na takie wykorzystywanie obcego człowieka: ,,Dajcie panu iść spać" - zakrzyknęła po polsku. ,,Są białe noce - roześmiał się Rosjanin. - W białe noce się nie śpi". Gdy szliśmy przez miasto i dochodziliśmy do przejścia dla pieszych, przed przejściem zatrzymała się jakaś taksówka. Kierowca czekał aż przejdziemy. ,,Kultura" - pochwaliłem. ,,Cóż, Europa" - przytaknął nasz przewodnik. Żeby to Poznań był tak europejski...
Leonidowi postanowiliśmy się odwdzięczyć za pomoc i zaprosiliśmy go na piwo. Gwałtownie odmówił. ,,Nie wiemy jednak co zrobić, żeby powiedzieć dziękuję" - tłumaczyłem. ,,Po prostu powiedzieć dziękuję" - usłyszeliśmy.
Od naszego przewodnika usłyszeliśmy historię rozpadu ZSRS widzianą z Narvy. Dawniej Narva dostarczała wody rosyjskiemu Iwangorodowi. Po rozpadzie Związku, nadal dostarczała, ale już za pieniądze. Rosjanie nie płacili, więc Narva zakręciła kurki.
,,Kapitalizm" - z komentowałem. ,,W Estonii kapitalizm. W Rosji jeszcze nie do końca" - odparł Rosjanin.
Zapytaliśmy się go, czy warto pozwiedzać sąsiedni Iwangorod. ,,Możecie - odparł - Ale tam są już inne porządki. Może was czepiać się milicja". ,,Ale z milicjantami da się pogadać?" - zapytałem. ,,A jakże" - uśmiechnął się.
Następnego dnia małżeństwo z dzieckiem i kierowca felernego auta zostali jeszcze w Narvie, by oddać samochód do kolejnej naprawy. Drugie małżeństwo i ja przekroczyliśmy pieszo granicę. Przyznaję, że byłem lekko zdenerwowany. Po raz pierwszy miałem znaleźć się w Rosji. Pożegnaliśmy się jakoś serdeczniej niż zwykle, pokazaliśmy paszporty na posterunku estońskim i wkroczyliśmy na most, którego drugi koniec znajdował się już w Rosji.
  
Re: <Berger> ,,Bliski Wschód"
PostWysłano: Niedziela, 04 Lipca 2004, 17:58 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Berger
Sentinel
 
Użytkownik #223
Posty: 5725


[ Osobista Galeria ]




Obiecałem wcześniej zamieścić mini-słowniczek estońsko-polski:

arvet - rachunek
avatud - otwarte
baar - bar
ei - nie
hotell - hotel
inglise - angielski
jah - tak
juuksur - fryzjer
kaik - pasaż
keskus - centrum
kiosk - kiosk
kirik - kościół
kohv - kawa
kohvik - kawiarnia
laupaew - sobota
olu - piwo
palun - proszę
panka - bank
plats - plac
politsei - policja
poop - sklep
post - poczta
puhapaew - niedziela
puola - polski
sadam - port
saxo - niemiecki
suveniirid - pamiątki
tanan - dziękuję
tee - herbata
turg - targ
velotaxo - taksówka rowerowa
vene - rosyjski
  
Re: <Berger> ,,Bliski Wschód"
PostWysłano: Poniedziałek, 05 Lipca 2004, 16:31 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Berger
Sentinel
 
Użytkownik #223
Posty: 5725


[ Osobista Galeria ]




Estoński poseterunek przebyliśmy bez problemu. Po drugiej stronie rzeki był rosyjski. Obawiałem się, że pograniczniczka mnie n ie przepuści z tego względu, że na zdjęciu w paszporcie byłem ogolony na zero, a w rzeczywistości miałem długie włosy. Ale nie robiła problemów. Zapowiedziała tylko, że musimy wrócić w ciągu trzech dni lub wziąć kartę meldunkową. Oderwała też połowę naszych ,,kartoczek pribytia inostranca". W Iwangorodzie pierwszą rzeczą, jaką zobaczyliśmy był wybebeszony estoński samochód ze zbitą szybą. Potem dotarliśmy przed plac targowy. Stali tam cinkciarze, którzy nas zaczepili. Sprzedaliśmy dolary. Weszliśmy na plac targowy, żeby kupić pieczywo, czekoladę i coś do picia. Trafiliśmy na jakąś halę, bardziej obrzydliwą niż polskie sklepy w czasach PRL-u. Ale zakupy zrobiliśmy. Obok był dworzec autobusowy. Kupiliśmy po 100 rubli bilety na autobus do Petersburga. Babka w kasie ostrzegała, że autobus" jest ,,żosny". Nie zrozumieliśmy tego słowa, ale ktoś nam wytłumaczył po angielsku, że chodzi o brzydki. Autobus wyglądał jak zwykły pojazd MPK, tylko trochę zaniedbany. Nie był to jednak jakiś zupełny rzęch. Widocznie jednak cudzoziemcy jeżdżą zazwyczaj luksusami...
Po drodze do Petersburga zauważyłem, że tablice informacyjne pisane są cyrylicą i alfabetem łacińskim. Praktyczna rzecz. Przez sam Petersburg jechaliśmy chyba godzinę. Najpierw była tablica i małomiasteczkowa zabudowa. Potem pola, ciągnące się kilometrami. A potem ciągnące się kilometrami blokowiska. Wreszcie normalne kamienice. Zajechaliśmy na dworzec autobusowy nieopodal Ligowskiego Prospektu. Wyszedłem na ulicę, zorientować się, gdzie dokładnie jesteśmy. I od razu wpadłem w kałużę. Padał deszcz, a chodniki były mocno dziurawe. W końcu jednak zorientowaliśmy się, że mamy trzy przystanki tramwajem do Dworca Moskiewskiego, gdzie miały operować babuszki, oferujące nocleg. Bilet na tramwaj kosztuje 7 rubli, a kupuje się go u konduktora w pojeździe. Weszliśmy na wielki dworzec. Babuszek ani śladu. Postanowiliśmy więc po kolei sprawdzać adresy hosteli z przewodnika. Wybraliśmy te najbliżej centrum. Szybko trafiliśmy na Newski Prospekt. Pełen ludzi, bardzo elegancki. Okaząło się jedn ak, że ozdoby na ścianach kamienic są z gipsu, który tu i ówdzie odpada, odsłaniając coś, co wygląda na goły beton...
  
Re: <Berger> ,,Bliski Wschód"
PostWysłano: Wtorek, 06 Lipca 2004, 17:28 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Berger
Sentinel
 
Użytkownik #223
Posty: 5725


[ Osobista Galeria ]




Pierwsze schronisko miało znajdować się nieopodal Soboru Krwawiącego Zbawiciela, a więc już w ścisłym centrum turystycznym. Doszliśmy pod odpowiedni numer, znaleźliśmy bramę, ale żadnej tabliczki. Weszliśmy więc w bramę, w ciąg obleśnych, cuchnących podwórek. W końcu , na ostatnim podwórku poprosiliśmy o pomoc grupkę jakichś ludzi. Okazali się życzliwi, co więcej, od razu przeszli na angielski. O schronisku nie mieli pojęcia, ale zapytali sprzedawczyni z pobliskiego sklepiku:
- Rańsze było - przyznała sprzedawczyni. - Tiepier uże niet.
Ruszyliśmy więc dalej. Naszym oczom ukazał się Sobor Spasa na Krowi. Wielka bombonierka, przed którą parkowało sporo luksusowych autokarów. kręcili się liczni turyści. Nabrzeżem Kanału Gribojedowa powróciliśmy na Newski. Wyszliśmy wprost na Kazański Sobór. Newskim ciągnęły tłumy ludzi, zarówno chodnikiem, jak i jezdnią. Przypomnieliśmy sobie, że EB uprzedzała SMS-em, iż jakoś w tych dniach w Peterburku koncertować miał Paul McCartney. Faktycznie, niektórzy mieli na sobie koszulki Beatlesów. Kurka, to z noclegiem cienko - uprzytomnieliśmy sobie.
Przy Kazańskim Prospekcie znajdować się miał drugi hostel. Tablicy znów nie znaleźliśmy, ale hostel był. 1500 rubli za noc. Nie było jednak miejsca.
- Białe noce - rozłożyła ręce ładna, uprzejma dziewczyna w recepcji.
Była na tyle uprzejma, że zadzwoniła dla nas do dwóch kolejnych schronisk. Nie zdążylibyśmy bowiem już ich odwiedzić przed przybyciem reszty grupy (z trzyletnim dzieckiem!). Niestety.
- Nikto nie atwieczajet - wyjaśniła, odkładając słuchawkę.
Chciała jednak pomóc, więc dodała, że po drugiej strony ulicy jest hotel. W desperacji poszliśmy tam. Pod podanym numerem znów nie było żadnej tabliczki. Dostępu bronił domofon. Weszliśmy do restauracji obok. W eleganckim lokalu rozbrzmiewała muzyka Beatlesów. Sympatyczny kelner wyszedł z nami na zewnątrz. Nacisnął na jeden z guzików na domofonie. Drzwi się rozwarły. Znaleźliśmy się na klatce schodowej. Ruszyliśmy do góry. Nadal nigdzie nie było żadnych tabliczek, informujących o tym, ze tu jest hotel. W końcu, na przedostatnim piętrze, koleżanka zauważyłą podobny dzwoneh. Nacisnęła. Drzwi się znów otwarły i weszliśmy do środka.
- Czy tu jest hotel? - zapytaliśmy.
  
Re: <Berger> ,,Bliski Wschód"
PostWysłano: Środa, 07 Lipca 2004, 16:43 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Berger
Sentinel
 
Użytkownik #223
Posty: 5725


[ Osobista Galeria ]




Utajniony hotel, jak się okazało, kosztował 200 dolarów za noc. Podziękowaliśmy i wyszliśmy stamtąd. Zaczęła nas ogarniać czarna rozpacz. Nie byliśmy nawet w stanie docenić imponującej kolumnady Soboru Kazańskiego (inspirowanej watykańską Bazyliką św. Piotra). Wróciliśmy na Dworzec Moskiewski w nadziei, że trafimy jednak na jakieś babuszki. Ale nic. Poszliśmy więc posilić się do dworcowej pizzerii. Była droga: pizza od 150 rubli, piwo za 70. Z pizzerii wysłałem pesymistycznego SMS-a do Azilez. Tymczasem mój kolega, zamiast rozpaczać, poszedł jeszcze raz rozejrzeć się na peron. I powrócił z panią Iloną. Wcale nie babuszką, na oko trzydziestolatką. Z panią Iloną rozmawialiśmy po rosyjsku, gdyż żadnego innego języka nie znała:
- Wy wsie inostrancy? - nie dowierzała. - I nikto nie gawarit pa ruski? - dodała zdumiona.
Grunt, że nam znalazła metę - mieszkanie na Dacznym Prospekcie, nieopodal stacji metra Weteranów. Końcową stacją tej linii, zresztą.
Gdy poprosiliśmy Ilonę, by nam wskazała stację na planie miasta, odmówiła:
- Izwinitie, ja niegramotna - wyjaśniła.
Zaufaliśmy jej jednak i pojechaliśmy na Weteranów. Bilet na metro kosztował 8 rubli. Na stacji końcowej odebrała nas pani Marina i zawiozła do mieszkania. Blokowisko straszne: połamane ławki przed klatkami, śmieci na klatce, tysiące niedopałków na daszku nad wejściem do klatki. Samo mieszkanie zaniedbane, a meble ledwie stały. Ciepłej wody nie było.
- Na tym osiedlu nigdzie nie ma ciepłej wody - wyjaśniła pani Marina. - Można nagrzać. Poza tym naprzeciwko jest łaźnia.
Nie mieliśmy wyjścia i wzięliśmy mieszkanie. Zapłaciliśmy za trzy noce, za sześć osób 154 dolary. Z góry.
Tej nocy już nigdzie nie wyjeżdżaliśmy. Nie mieliśmy siły. Za to kolejnego dnia wyruszyliśmy na zwiedzanie miasta z przewodnikiem w ręku. Co chwila padało. Obejrzeliśmy pomnik Katarzyny II, nieprzyjaciółki Polski i przyjaciółki Stanisława Augusta Poniatowskiego. Na obiad zaszliśmy do restauracyjki w jednej z bram na Newskim. Karta była po rosyjsku i angielsku. Kelnerka jednak władała tylko rodzimą mową. Zamówiłem szaszłyk warzywny. Okazało się, że nie ma. Potem okazało się, że nie ma niczego ze strony z szaszłykami. W końcu musieliśmy zapytać, co właściwie jest. Ja zjadłem chyba sałatkę grecką. To chyba najłatwiej dostępne danie wegetariańskie w Rosji...
Po obiedzie zajrzałem do kantoru, by sprzedać dolary. Okazało się, ze za każdą operację w kantorze trzeba płacić 20 rubli. Trzeba też pokazywać paszport. Nierzadko kantoru strzeże umundurowany ochroniarz.
Zwiedziliśmy secesyjne, kapiące od ozdób delikatesy. Wstąpiliśmy na piwo do ogródka w bocznej uliczce. Ceny piwa w centrum Petersburga na szczęście poznańskie. Do piwa kolega kupić coś, co wygladało na żółty ser. Okazało się, że są to... suszone kalmary. Najpopularniesza tu chyba przegryzka do piwa. Błeee...
Doszliśmy do Soboru Krwawiącego Zbawiciela. Okazało się, że za zwiedzanie wnętrza świątyni trzeba płacić. Rosjanie i obywatele państw WNP - 50 rubli. Obywatele reszty świata - 250. Kolega próbował kupić bilet ,,na Rosjanina", ale baba w kasie go przejrzała:
- Atkuda ty prijechał? - zapytała.
- Iz Rasiji - odparł kolega bezczelnie.
- Ja nie wieru tiebie. Ja dumaju, szto z Polszy - odparła baba.
Widocznie spośród tylu nacji, tylko Polakom się wydaje, że znają rosyjski. Olaliśmy to miejsce i poszliśmy dalej. Szczęśliwie Sobór Kazański można zwiedzać bez płacenia. Świątynia ogromna, a w środku praktycznie żadnych miejsc do siedzenia. Prawosławni najwidoczniej wielbią Boga inaczej niż katolicy; jak nie stoją, ani nie klęczą, to leżą krzyżem.
Przed ogromnym Soborem Izaaka, trafiliśmy na pomnik jakiegoś cara. Pomnik o tyle niezwykły, że koń opierał się o postument tylko dwoma kopytami. Ogromne drzwi soboru zdobiły liczne płaskorzeźby. Wstęp oczywiście płatny i oczywiście nie-Rosjanie płacą 5 razy więcej. Poszliśmy więc dalej. Minęliśmy budynek Senatu i Synodu i trafiliśmy na sławiony przez poetów pomnik Piotra I. Dalej swe wody toczyła już Newa. Skręciliśmy w kierunku Pałacu Zimowego. Trzeba było jeszcze pokonać jezdnię, z sześcioma chyba pasami ruchu, pełną pędzących aut. Czy w tym mieście nikt nie wpadnie na to, żeby takie miejsca zamykać dla ruchu samochodowego???
Plac przed Pałacem Zimowym ogromy. W ogóle wszystko w Petersburgu jakieś monumentalne do granic absurdu. Jakby Piotr I zobaczył Wiedeń, Paryż, Amsterdam i pomyślał, ze zbuduje w Rosji to samo, tylko większe. Kurka, udało mu się.
Sam Pałac Zimowy to mało atrakcyjny, pomalowany na zielono budynek. Znów zaczyna padac deszcz, więc przemykamy ulicami, rozglądając się za jakąś knajpą. W tak turystycznym miejscu powinny być ich mrowie. Jednak nie ma. Przechodzimy bardzo długim mostem na drugą stronę Newy. Koło stacji benzynowej jest wreszcie knajpka. Ratuję się herbatą (70 rubli) i mołdawskim koniakiem o nazwie ,,Słoneczny" (50 rubli). Naprawdę dobry!
Idziemy dalej. Mijamy imponujący meczet. Przy nabrzeżu Newy trafiamy na zacumowaną ,,Aurorę". Wejście na tra p jest zasłonięte łańcuchem. Pytamy jednak stojącego na warcie marynarza, czy możemy zwiedzić:
- Da, dwiesti za czieławieka - odpowiada.
- No, u nas tolko dwiesti - mówi kolega.
Marynarz dzwoni do dowódcy. Po pięciu minutach wpuszcza nas - czterech chłopa. Robimy sobie zdjęcie przy dziale, które zmieniło bieg historii świata. Niekoniecznie na korzyść. Potem większość z nas zostaje w mieście na białą noc. Kolega z trzyletnim synkiem i ja wracamy jednak na Dacznyj Prospekt. Jest zupełnie jasno, ale w metrze zaczynamy przysypiać. Mija północ...
W sklepie spożywczym w pobliżu naszego osiedla sporo ludzi. Jest gorąco, bo kaloryfery pracują pełną parą. Do kasy kolejka. Jakaś kob ieta robi awanturę i za chwilę rusza druga kasa. Kupujemy artykuły spożywcze i rosyjski koniak. Butelka za 120 rubli. Zupełnie dobry. Zamiast się jednak upijać, idziemy spać i zasypiamy kamiennym snem. Następnego dnia wycieczka do Peterhof, czyli Pietrodworca. To takie rosyjskie Schoenbrunn, tylko większe.


Ostatnio zmieniony przez Berger dnia Sobota, 04 Grudnia 2004, 07:58, w całości zmieniany 1 raz
  
Re: <Berger> ,,Bliski Wschód"
PostWysłano: Czwartek, 08 Lipca 2004, 11:34 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Berger
Sentinel
 
Użytkownik #223
Posty: 5725


[ Osobista Galeria ]




Zanim wyruszyliśmy do Peterhofu, reszta ekipy jęła opowiadac nam o białej nocy. Dotarli do pseudohinduskiej restauracji ,,Nirwana", położonej w bocznej uliczce, w gmachu Senatu i Synodu. Restauracyjka jest z reguły pustawa, za to można zamówić wszystko, co jest w karcie! A właściwie w dwóch kartach, bo jedna jest po angielsku. Ale zamawiać i tak trzeba po rosyjsku. Cen y przystępne. Naleśniki kosztują 60 rubli. Do domu znajomi wrócili taksówką, wytargowawszy uprzednio cenę 200 rubli.
Busiki (zwane tu ,,marszrutkami") do Peterhof odjeżdżają sprzed stacji metra Weteranów. Kosztują 25 rubli. W Pietrodworcu stwierdziliśmy, że pałac na pewno będzie płatny, więc zwiedzimy sam park. Okazało się jednak, że większa częśc parku też jest płatna. Normalni - 50 rubli, cudzoziemcy - 280. Numer ,,na Rosjanina" znów się nie udał. Trochę puściły nam nerwy. Kolega zdecydował się kupić bilet dla inostranca, ale baba nie miała wydać. Kolega jął więc na nią krzyczeć po polsku:
- To pani problem, nie mój!
Baba, niewzruszona, wzruszała ramionami. Kolejka szemrała. Ja krzyczałem do kumpla:
- Nie kłóć się z nią, sowieckiej kobiety nie przekonasz!
W końcu weszliśmy. Park bardzo rozległy, pełen fontann w najdziwniejszych kształtach. Są i fontanny niespodzianki. Siadasz na przykłąd na łąwce, a wokół ciebie wyrasta ściana wody. Okazało się, że na kolejnej ławce z tyłu siedział miejsc owy pracownik i - niby obojętnie żując pestki - naciskał stopą na pedał. Bezrobocia w Rosji nie będzie!
Ponieważ nieustannie popadywał deszczyk, w końcu musieliśmy poszukac schronienia w barze. Lokalik dość drogi: capuccino - 45 rubli, ciastko z serem na ostro - 55, piwo - 65.
Kawałek za barem jest przystań wodolotów, którymi można wrócić do Petersburga. Zdecydowaliśmy się jednak na powrót autobusem. Po drodze zwiedziliśmy jeszcze cerkiew św. Piotra i Pawła, znajdującą się w centrum miejscowości, już poza zespołem parkowo-pałacowym. Wstęp do świątyni gratis, ale wejście na wieżę widokową - 20 rubli. Raczej nie warto.
W Petersburgu złapaliśmy autobus na plac Lenina. Okazało się, że każda linia ma tu swoje ceny. Tym razem zapłaciliśmy 14 rubli.
Po drodze widzieliśmy jak karetka pogotowia na sygnale usiłuje się przecisnąć przez korek. Nikt się nie usunął. Nikt nie spróbował się usunąć. Nikt nawet nie udawał, że próbuje się usunąć.
- U nas mnoga ludiej - skomentował złośliwie kolega.
Plac Lenina jest rozległy i pusty. Na środku stoi monument wodza bolszewików. Z tyłu ponuere gmaszysko w sowieckim stylu.
Do domu wróciliśmy busikiem (13 rubli). Wieczorkiem trzech facetów z naszej ekipy, w tym i ja, wybrało się metrem do centrum na białą noc. Zaczęliśmy od kolacj i w ,,Nirwanie". Naleśniki okazały się być z mięsem, wziąłem więc sałatkę ,,Bombaj" (80 rubli) i piwo (40). Zajrzeliśmy też do znajdującego się nieopodal lokalu z dziewczyną na rurze, ale do pomysłu, by tam posiedzieć, zniechęcił nas widok barczystych ochroniarzy o ponurych, kwadratowych twarzach. Poszliśmy oglądać mosty na Newie. Zwodzone mosty podnoszą co noc ok. 2.30. W białe noce na nabrzeżu gromadzą się tłumy. Ludzie piją piwo z puszek i pstrykają zdjęcia. Zaimprowizowane budy na wybrzeżu sprzedają piwo. Kupiłem ,,Trzech bohaterów" za 50 rubli. Zdjęcie podnoszonego mostu wypadło dość fajnie, trzeba było tylko wyłączyć lampę błyskową, a aparat oprzeć na murze. Szcześliwie niebo było wyjątkowo czyste.
- Astarożno, most atkrywajetsia! - krzyknął kolega, parodiując mechaniczny głos z metra.
- Astarożno, dwieri zakrywajutsia - poprawiła natychmiast jakaś kobieta, obracając się w naszą stronę.


Ostatnio zmieniony przez Berger dnia Poniedziałek, 12 Lipca 2004, 18:06, w całości zmieniany 1 raz
  
Re: <Berger> ,,Bliski Wschód"
PostWysłano: Piątek, 09 Lipca 2004, 12:42 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Berger
Sentinel
 
Użytkownik #223
Posty: 5725


[ Osobista Galeria ]




Po otwarciu mostu poszliśmy spacerkiem na Newski Prospekt. Niebo już się różowiło nad Newą. Kurka, przecież słońce niedawno zaszło!
Na Newskim znaleźliśmy dyskotekę ,,Sajgon". Przed wejściem szczebiotała grupka dziewcząt. Ładnych. Nastoletnich. Kolega chciał wejść, ale przegłosowaliśmy go. Za bardzo byśmy się wyrożniali. Wiekiem.
Weszliśmy do innej kafejki, superhipermodernistycznej ,,Ili". Takie skrzyżowanie kawiarenki z barem fast food i z pubem. Metalowe krzesła. Fioletowe światła w toalecie. Kosmos. Kelnerki ładne i uprzejme, ale już wyraźnie zmęczone. Cóż, zbliżała się 4.30. Tylko jedna z nich, o której zresztą wspominałem już na innym forum, porusza się między stolikami tanecznym krokiem. Śliczną buzię zdobi miły uśmiech. Tym uśmiechem wyprasza nas z knajpy. Chce posprzątać nasz fyrtel. W samą porę, bo kolega, który bardzo chciał iść na dyskotekę, nie ma już siły. Łapiemy taksówkę. Metro rusza dopiero za jakieś półtorej godziny. Pytamy kierowcy, ile weźmie za kurs na Daczny Prospekt.
- Czietyrysta - odpowiada bezczelnie.
- U nas tolko dwiesti. Idiom pieszkom - powoli odchodzimy.
- Padażditie! - krzyczy za nami.
Zajechaliśmy więc jak paniska. Nawiasem mówiąc nie wyobrażam sobie takiej trasy pieszo. I tak nogi od chodzenia po tych wszystkich miastach bolały nas bardziej niż kiedykolwiek w górach, czy na rowerach.
Kolejny dzień był ostatnim dniem w Petersburgu. Podjechaliśmy na dworzec autobusowy, gdzie zostawiliśmy bagaże w przechowalni (60 rubli). Doszliśmy do Kanału Gribojedowa. Zapytaliśmy na jednym ze stateczków, ile kosztuje rejs po kanałach.
- Dwiesti, no dla inostrancow - trista - usłyszeliśmy.
- Płyniemy za dwieście - powiedzieliśmy.
- Ciao - usłyszeliśmy.
Poszliśmy na drugi stateczek. Usłyszeliśmy to samo, ale tam właściciel był bardziej elastyczny. Godzinę pływaliśmy po kanałach, przy zmieniającej się pogodzie. Najpierw było słońce, potem zachmurzeie i zimny wiatr, potem ulewa, potem znowu słońce. Przez tę godzinę przewodniczka bez przerwy opowiadała o mijanych zabytkach. Mówiła o jakiejś kamienicy za swoimi plecami, nie obejrzwaszy się nawet. Przerwała dopiero w czasie ulewy i zapytała, czy chcemy się schronić pod mostem.
Po rejsie rodzieliliśmy się na grupki. W cztery osoby poszliśmy do ,,Nirwany" na obiad. Sałatka grecka - 90, piwo - 40, kawa - 30, lody - 65. Potem wspólnie z kolegą wstąpiłem do kawiarenki internetowej przy Newskim, skąd nadałem pierwszą relację z podróży. wink.gif Za 20 minut płaci się 30 rubli. Kawiarenka wypasiona - wielka hala, pełna komputerów, z częścią kawiarnianą. Można zamówić kawę do stoiska komputerowego.
Z kawiarenki pobiegliśmy na metro. Czas gonił. Jeden dworzec przy Newskim był zamknięty, więc popędziliśmy na drugi. Na przejściu dla pieszych (mieliśmy zielone) o mało nie rozjechał nas samochód. kierowc y w Petersburgu już nie polują na pieszych, jak ponoć jeszcze 10 lat temu. Ale i niespecjalnie zwalniają. Metro w Peterburku jest o tyle skomplikowane, że jedna stacja węzłowa ma różne nazwy, w zależności od linii. Poza tym były godziny szczytu i trudno się było dopchać do mapki metra. Trochę błądziliśmy i jechaliśmy w sumie trzema liniami. W końcu jednak wysiedliśmy na Ligowskim Prospekcie i pobiegliśmy na dworzec autobusowy. Przed wejściem zaczepiają nas taksówkarze. Proponują, że nas zabiorą do Iwangorodu za 40 dolarów. odmawiamy. Kupujemy bilety po stoi rubli i jedziemy autobusem. Ten już nie jest ,,żosny". C ieszę się, że wyjeżdżam z Rosji. Jestem zmęczony już biurokracją , syfem i wszechobecnym językiem rosyjskim. Ale i denerwuję się. Zapodziałem gdzieś swoją połówkę ,,kartoczki pribytia inostranca". Znam przypadek cofnięcia kogoś z granicy z przyczyn biurokratycznych. Zastanawiam się, czy nie będę musiał wracać przez Ukrainę, która ma nieszczelną dość granicę z Rosją. W sklepiku przed granicą kupuję rosyjski koniak ,,Trzy gwiazdki" za 121 rubli. Granicę przechodzimy bez problemów. Z mostu nad rzeką Narva robię zdjęcie fortecy w Iwangorodzie. Z fortecy po stronie estońskiej dobiegają dźwięki muzyki. To mieszkańcy Narvy obchodzą noc świętojańską. Pani na granicy estońskiej jest młoda i ładna. Uśmiechamy się do siebie. pani pyta, jak dziecko zniosło podróż. Zachęca do tego, by zajrzeć na festyn. Europa! Mam ochotę całować estońską ziemię.
  
Re: <Berger> ,,Bliski Wschód"
PostWysłano: Piątek, 09 Lipca 2004, 18:23 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Berger
Sentinel
 
Użytkownik #223
Posty: 5725


[ Osobista Galeria ]




Z granicy taksówką (ok. 30 koron) zajechaliśmy do ,,naszego" hostelu na ul. Partyzantów 4. Dostaliśmy ten sam pokój - za 400 koron. Rozlokowaliśmy się i własnym już samochodem pojechaliśmy na festyn. Impreza miała miejsce na dziedzińcu twierdzy. Na środku placu buchał wielki ogień. Pod sceną estońscy Rosjanie bawili się przy dźwiękach rosyjskiego disco. Usłyszeliśmy znane z Połągi ,,Wsio budiet charaszo". I nową rzecz - ,,Zawtra budiet łutsze cziem wcziera". Skąd w tych ludziach tyle optymizmu? Kilkoro Rosjan stało przy murku od strony granicznej rzeki i w zadumie patrzyło w stronę matuszki - Rosji. Inni pili piwo, sprzedawane w ad hoc ustawionych straganach. 15 koron za plastikowy kubek. Ustawiam się do zdjęcia pod pomnikiem Lenina, który prawdopodobnie został przeniesiony do twierdzy z centrum miasta - ku uciesze gawiedzi. W kadr wchodzi mi dwóch młodych, podchmielonych Rosjan. Widzą aparat i usuwają się.
- Spasiba - dziękuję.
- Welcome to Narva! - ożywiają się.
Jeden z nich tłumaczy po angielsku, że Lenin to był przywódca komunistów.
- I know - odpowiadam.
- Who told you?
- My teacher of history.
- Where are you from?
- From Poland. It's near Lithuania - odpowiadam żartobliwie.
- I know - obrusza się. - I learnt geography.
Potem cieszy się, że Estonia weszła do Unii. Że oni, estońscy Rosjanie z Narvy, mogą teraz jechać do Polski, Niemiec, Holandii...
- Ciekawe po ile trawa w Amsterdamie - zainteresował się.
Zaraz zmienia temat i opowiada o braterstwie Polaków i Rosjan. jak to razem walczyliśmy z Hitlerem. Robię wieloznaczny gest dłonią.
- Wiem, potem bywało różnie - mityguje się. - Ale walczyliśmy razem.
Następnego dnia opuszczamy Narvę, kierując się w stronę Wilna. Na ob iad zatrzymujemy się w estońskim Tartu, stutysięcznym mieście uniwersyteckim. Starówka jest kieszonkowa, ale wypieszczona. Na rynku widać turystów zachodnich. Wiele osób fotografuje się pod słynną rzeźbą całujących się studentów. Pomimo święta otwarta jest informacja turystyczna. Panienka mówi po angielsku. Otwarte są też kioski. Kupuję znaczek i kartkę (po sześć koron). Wiem, że w Tartu po rosyjsku mówić nie wypada, ale przecież nie będę do starszej sprzedawczyni mówił po angielsku. Prosze więc o znaczek po rosyjsku. Jakby nie rozumiała. jeszcze raz wypytuje o wszystko. Po angielsku.
Obiad jemy w ogródku na rynku. Naleśniki (pankookas) z miodem - 18 koron, kawa - 12. Obsługuje nas ładna kelnerka z długimi, czerwonymi włosami, zaplecionymi w warkocze. Wygląda na córkę wodza Wikingów. Rozmawiamy po angielsku.
Opuszczamy Estonię. Kontroluje nas łotewski pogranicznik. Pyta, czy wieziemy alkohol.
- Przecież teraz jesteśmy w Europie - tłumaczy kolega. - Możemy przewozić duże ilości alkoholu.
- Chodzi mi o rosyjski alkohol - precyzuje Łotysz.
Przelatujemy przez Łotwę, zatrzymując się tylko na przydrożnym kanale w prowincji Latgalia. Kolega chce jeszcze raz obejrzeć samochód. Z powodu stukającego auta wiemy już, że do Wilna nie zdążymy dojechać. Przekraczamy granicę litewską. Kontrolują nas Litwini. Szukamy noclegu w przygranicznym miasteczku Zarasai. Ludzi zagadujemy po rosyjsku, a oni odpowiadają fajną, twardą, wyraźną ruszczyzną. Co za różnica w porównaniu z szybką, niewyraźną mową Rosjan z Petersburga! Czuję się tu swojsko, jak w domu. Starszy człowiek kieruje nas do motelu ,,Pica Rijos". W jednym miejscu mamy kawiarenkę internetową, ,,piceriję" i ,,motelis". Ładna dziewczyna po angielsku i rosyjsku informuje nas, że za dwuosobowy pokój ze śniadaniem zapłacimy 70 litów. Pozostali pracownicy nie znają angielskiego. Porozumiewamy się z nimi po rosyjsku. Rozlokowujemy się i idziemy na kolację do ,,piceriji". 7 litów kosztuje średnia pizza czosnkowa, a piwo - zaledwie 3 lity. Rankiem odwiedzam kawiarenkę internetową (1 lit za pół godziny), gdzie piszę na heha opowieść o tej wyprawie. Potem jemy śniadanie (do wyboru jajka sadzone lub pierogi). Kolezanka idzie do sklepu. Sprzedawczyni pyta ją skąd jesteśmy.
- Z Polski.
- Z Polski? A to niedaleko - uśmiecha się.
Przez Ucianę (Utenę) jedziemy do Wilna. Zupełnym przypadkiem trafiamy na... geograficzne centrum Europy.
  
Re: <Berger> ,,Bliski Wschód"
PostWysłano: Sobota, 10 Lipca 2004, 15:45 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Berger
Sentinel
 
Użytkownik #223
Posty: 5725


[ Osobista Galeria ]




O geograficznym centrum Europy informuje tablica w kilku językach, w tym w łamanej polszczyźnie. Czytam, że ,,wiele krajów aspiruje do temu, by to na ich terenie znajduje geograficzne Europa centrum. Jednak to tu, niedaleko Vilnius jest prawdziwe Europa centrum. Litwa zgłosiła już ten fakt do księga rekordów Guiness". Kawałek dalej, na wzgórzu znajduje się głaz pamiątkowy, pomnik i flagi krajów europejskich.
Ubawieni jedziemy dalej. W Wilnie zatrzymujemy się w schronisku przy bul. Filaretów 17, niedaleko starówki. Dostajemy pokój sześcioosobowy, po 30 litów od osoby. I natychmiast czujemy, że jesteśmy w Wilnie. To miasto, w którym nigdy nie wiadomo w jakim języku zagadać, by kogoś nie urazić, a jak się już na jakiś zdecydujesz, bardzo prawdopodobne jest, że odpowiedzą ci w innym. Recepcjonistka rozmawia z nami po angielsku, ale już inna pracownica po polsku. U recepcjonistki kupuję kartkę za lita. Niestety, znaczków nie ma. Wychodzimy do miasta. W sklepie kupuję ciastko. Młoda sprzedawczyni twardo do mnie mówi po litewsku, zamiast po prostu pokazać cenę na kasie. Mijamy kościół św. Anny, pomnik Adama Mickiewicza, a potem gmach muzeum poety. Wychodzimy na ul. Zamkową (Pilies). To główny deptak starego Wilna. Pełen kawiarnianych ogródków i różnojęzycznego gwaru. Spacerują tu Litwini, Polacy, Rosjanie, Amerykanie, Niemcy... Podobnie jak w Kownie, deptakiem biegnie ścieżka rowerowa. I podobnie bez sensu. Po ścieżce spacerują turyści, parkują auta dostawcze... Szukamy miejsca, gdzie można by zjeść obiad. Mijamy ratusz, a po chwili widzimy bar mleczny (pieno baras). Przez chwilę się zastanawiamy, czy nie wejść ale większość chce poszukać polskiej restauracji ,,Alina". Idziemy więc tam, gdzie kiedyś była ,,Alina", czyli na ul. Pylimo. Okazuje się, że na jej miejscu jest teraz chińska restauracja. Zagadują nas tam po polsku, ale my już idziemy dalej. Znajdujemy restaurację litewską na rogu Pylimo i Św. Stefana. Na ścianach wiszą fotografie litewskich legionistów. Właśc iciel początkowo mówi do nas po litewsku, potem łamaną ruszczyzną, aż wreszcie przełamuje się i wtrąca coraz więcej polskich wyrazów. Karta jest po litewsku. Biorę bliny z serem (4 lity 50 centów) i piwo (3 lity 50 centów). Potem żałuję, że nie wziąłem chłodnika, bo inni chwalą.
Po obiedzie rozdzielamy się na grupki. Z kumplem idziemy w kierunku Ostrej Bramy. Na ul. Geleżinkelio widzę napis ,,kirpykla". Znaczy fryzjer. A ja od jakiegoś czasu chcę się obciąć. Wchodzimy. Siedzą dwie panie: młoda i w średnim wieku. Witamy się:
- Laba diena.
- Laba diena - odpowiadają.
- Do you speak English? - pytam niepewnie.
- A little - równie niepewnie odpowiadają.
- Po polsku, pa ruski? - pytam więc.
- Mogę i po polsku, mogu i pa ruski - uśmiecha się dziewczyna.
Strzyżenie kosztuje 8 litów. Proszę o skrócenie moich długich piór do centymetra. Dziewczyna rozumie, że o centymetr, wiec zaczyna je podpinać. Wyjaśniamy nieporozumienie. Fryzjerka zaczyna mnie przekonywać, że szkoda tak długich włosów. Pyta, czy to nie szutka. W końcu daje się przekonać, ale namawia chociaż do wzięcia włosów na pamiątkę. W czasie strzyżenia dwukrotnie odbiera telefon. Rozmawia po rosyjsku. Po zabiegu patrzy niepewnie na swoje dzieło:
- Ładnie? - pyta z nieśmiałym uśmiechem. Pewnie, że ładnie!
Młoda fryzjerka jest pół Polką, pół Białorusinką. Jej szefowa to Polka. Kurka, podoba mi się ten narodowościowy tygiel w Wilnie!
Pod Ostrą Bramą jak zwykle sporo żebraków. Kolega pstryka zdjęcie słynnemu obrazowi. Nie chce jednak już chodzić i zwiedzać. Wilno potraktujemy rozrywkowo. Siadamy w ogródku na Zamkowej. Kelnerka Ruta ma wyniosłe spojrzenie i mówi po angielsku. Zamawiam piwo, mówiąc po litewsku ,,alus".
- What kind of alus? - pyta panna Ruta. - Big or small?
Kawalek dalej zauważam stoisko z koszulkami.
- How much are these T-shirts? - pytam, a sprzedawczyni odpowiada dość dobrze po polsku:
- A jaką koszulkę pan chce?
Kupuję taką za 40 litów, z nadrukiem "I love Baltics" i mapką wszystkich trzech krajów.
Dochodzimy do katedry. Obok robotnicy odbudowują zamek Giedymina. Wchodzimy na basztę Giedymina. Niestety, już zamknięta. Ale ze wzgórza i tak jest łądny widok na miasto. Na dół zjeżdżamy kolejką szynową. Przechodzimy na drugą stronę Wiliji (Neru). Jest tam ogródek piwny. Kupujemy piwko po 3,50, grzejemy się w słonku, patrzymy na basztę Giedymina i słuchamy kapeli jazzowej, która elegancko przygrywa nam po drugiej stronie rzeki. Kurka, Europa!
  
Re: <Berger> ,,Bliski Wschód"
PostWysłano: Poniedziałek, 12 Lipca 2004, 18:30 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Berger
Sentinel
 
Użytkownik #223
Posty: 5725


[ Osobista Galeria ]




O godz. 20.00 cała nasza ekipa była umówiona pod ratuszem. Piątek wieczór w Wilnie - trzeba się więc bawić! smile.gif
Poszliśmy przez staromiejski deptak. Robił wrażenie o wiele fajniejszego niż w Kownie. Nie było przede wszystkim takiej rewii różowo-kiczowatej mody. Dziewczyny nosiły ciuchy zróżnicowane i fajne - od grunge'owych po dyskotekowe. To zróżnicowanie mogło zrestzą wynikać z tego, że tłum był prawdziwie międzynarodowy.
Z drugiej strony małomiasteczkowy charakter nadawali Wilnu szpanujący chłopcy, z rykiem silników obwożący na skuterkach swoje dziewczyny.
Sprzed ratusza poszliśmy na ul. Vokiećiu. Jej środkiem biegnie deptak, na którym ulokowały się ogródki. Na ogół pełne ludzi, ale jakoś udało się znaleźć miejsce. Na Vokiećiu odwiedziliśmy dwa ogródki. W obu zamawialiśmy piwo i chlebek. Na chlebku jednak nie końćzą się przegryzkowe pomysły Litwinów. Drugi ogródek oferował ponadto groch z boczkiem i... świńskie uszy. Te uszy to przeginka, ale na sam groch (bez boczku) skusiłbym się...Trzecią i ostatnią naszą knajpką była ,,picerija" przy ul. Didżioji (fragment głównego, staromiejskiego deptaku). Za pizzę zapłaciłem tam 6,90, za kolejnego alusa - 5.
Rankiem następnego dnia kupiłem znaczek na kartkę (1,70 lita). Potem pojechaliśmy do barokowego kościoła św. Piotra i Pawła na Antokolu (czyli już poza starówką). Kościół nie kapie od złota, jak na barok przystało. Pełen jest za to gipsowych płaskorzeźb i ozdóbek. Cudeńka. Pani przy wejściu prosi nas grzecznie (po polsku) o wsparcie na rzecz renowacji świątyni. Mówi, że mogą być złotówki. W zamian za datek dostaję zdjęcie kościoła z polskim tekstem podziękowania na odwrocie i podpisem proboszcza.
Żegnamy już Wilno. Bierzemy dupę w Troki. Chcemy zwiedzić tamtejszy zamek. Zaczyna jednak padać deszcz. Jedyny uczestnik naszej wyprawy, który jeszcze nie widział trockiego zamku, twierdzi, że nie jest zainteresowany zwiedzaniem. Kierujemy się więc w stronę granicznej miejscowości Łoździeje.
Po drodze kolega przekracza prędkość. Zatrzymuje nas policja. Pan Robertas informuje po polsku, że za takie wykroczenie mandat zaczyna się od 150 litów.
- Ale ja mam tylko 20 - mówi kolega.
- Niedobrze, bo zacząłem już wypisywać mandat - martwi się policjant. - Niech pan jeszcze poszuka.
Kolega znajduje jeszcze pięć litów.
- OK, wypisze panu mandat na 25 litów za niezapięte pasy - kapituluje policjant. - Najniższy możliwy.
W Łoździejach wchodzimy do restauracji na obiad. Lokal wygląda nieciekawie. Kelnerka też się specjalnie nie stara. Mówi do nas tylko po litewsku. Karta też jest wyłącznie w języku litewskim. Zamawiam bliny z serem za 3,50 i kawę za lita. Moje ,,bliny" nie różnią się wyglądem od naleśników, które zamówiła koleżanka.
Po obiedzie idziemy do sklepu, wydać resztkę litów. Kupuję dwukilowy bochenek pysznego chleba Vilniaus Duona (2,69) i pół bochenka Boćiu Duona (2 lity). Do tego buteleczkę estońskiego likieru Stary Tallin i jakiś ziołowy likier litewski.
Przekraczamy granicę. Litewski pogranicznik pyta po polsku, czy ,,same polskie paszporty". Potwierdzamy. Każe przejechać dalej, do polskich pograniczników. Wjeżdżamy do Polski. Jakoś nie czuję się bhardziej swojsko. Zwłaszcza, gdy na Mazurach jemy kolację w przydrożnym lokalu o nazwie ,,Gasthaus". biggrin.gif
Do Poznania dojechaliśmy ok. 2.00 - 3.00 w nocy. W domu zapadłem w głęboki sen. Śniło mi się, że chodzę po kolorowych, fajnych miastach... smile.gif
  
Re: <Berger> ,,Bliski Wschód"
PostWysłano: Czwartek, 29 Lipca 2004, 15:36 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Berger
Sentinel
 
Użytkownik #223
Posty: 5725


[ Osobista Galeria ]




Za radiem ,, Znad Wilii":

,,W Kłajpedzie - Święto Morza
W Kłajpedzie zakończyły się największe imprezy letnie – Święto Morza. W tym roku to święto jubileuszowe – siedemdziesiąte. W sumie odbyło się ponad sto imprez – koncerty, różnorodne zawody, spektakle uliczne, parady orkiestr, jarmarki. Święto morza trwało trzy dni."


,,W Wilnie - nowe marszruty turystyczne
W Wilnie powstają nowe marszruty turystyczne, dzięki którym turyści będą mieli możliwość podziwiania uroków i zabytków stolicy. Turyści w Centrum Informacji najczęściej chcą zasiegnąć informacji o noclegach, co mogą odwiedzić oraz gdzie mogą spróbować litewskich tradycyjnych dań. I właśnie to zostało uwzględnione przy doborze marszrut, do których między innymi planuje się wciągnąć uporządkowane terytorium między ulicami Subacziaus i Maironio (czyli na starówce - Berger). Rozważana jest też możliwość wybudowania rozrywkowej ścieżki wodnej wzdłuż Wilii od mostu zwierzynieckiego do plaży w Wołokumpiach. Trzynastokilometrową trasę można byłoby wybudować w ciągu czterech – pięciu miesięcy – twierdzą specjaliści. Jej koszty sięgałyby dwustu pięćdziesięciu tysięcy litów (czyli ok. 335 tys. zł - Berger)."
  
Re: <Berger> ,,Bliski Wschód"
PostWysłano: Poniedziałek, 02 Sierpnia 2004, 16:20 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Berger
Sentinel
 
Użytkownik #223
Posty: 5725


[ Osobista Galeria ]




I znów za radiem ,,Znad Wilii". W Wilnie zakończyła się policyjna akcja ,,Bezpieczne miasto". Policja twierdzi, że jedym z najbardziej niebezpieczniejszych miejsc w litewskiej stolicy jest... starówka. Dziwi mnie to bardzo, gdyż mało jest miejsc, gdzie wieczorem czułem się bezpieczniej. confused.gif doubt.gif eusa_eh.gif
  
Re: ,,Bliski Wschód"
PostWysłano: Niedziela, 31 Października 2004, 22:48 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
pepson
Czytelnik
<tt>Czytelnik</tt>
 
Użytkownik #1955
Posty: 4


[ Osobista Galeria ]




Berger : Wtorek, 11 Maj 2004, 17:28 :
Przede wszystkim witamy na forum!
Poza tym mam pytanie, a właściwie dwa:
1. Jak najłatwiej dotrzeć do Kamieńca?
2. Gdzie nocować?


Ja polecam podroz przez Lwow, pociagiem do Chmielnickiego a z tamtad do Kamienca,
tam w kamiencu jest taki pensjonat Letnij Wazduch czy jakos tak cena 5$ za noc, polecma taksowkarza 4 fajny koles :) Hotele w miescie sa drogie a ten pensjonaci polecil wlasnie on, ciepla woda i prysznice to tez wielki + w porownaniu z innymi ciekawostkami.
  
Re: <pepson> ,,Bliski Wschód"
PostWysłano: Poniedziałek, 01 Listopada 2004, 11:07 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Berger
Sentinel
 
Użytkownik #223
Posty: 5725


[ Osobista Galeria ]




Pepson, dzięki za informacje! Rozumiem, że z Chmielnickiego do Kamieńca też jechałeś pociągiem? A ,,taksówkarz 4" to taksówka nr 4??? Można ją znaleźć przed dworcem, domyślam się?
  
Re: <Berger> ,,Bliski Wschód"
PostWysłano: Poniedziałek, 01 Listopada 2004, 15:49 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
pepson
Czytelnik
<tt>Czytelnik</tt>
 
Użytkownik #1955
Posty: 4


[ Osobista Galeria ]




nie, bylo tak:
Ze Lwowa do Chmielnickiego wyjechalismy kolo południa, w Chmielnickime bylismy kolo 16,
a tu wsiedlismy do pociagu tzw electriczka to taki nasz osobowy wszedzie sie zatrzymuje kicha straszna w porownaniu z innymi i w Kamienicu bylismy kolo 23 wiec bylo juz ciemni i nikt niechcial nam nic pomóc, ale koles o nr4 to nie wiem czy ma naklejke 4 ale na CB wloaja go jako 4 tzn "Czetwiorka" do Chocimia nie dojedziesz pociagiem, zreszta Chocim nie jest daleko od Kamienca koles z Taxi chciał za zawieznienie nas 4 osoby 10 hrywien o 23 w nocy ale nie wiedzielismy co i jak i szukalismy noclegu. Ja osobiscie jeżeli bym mial namiot odrazu bym jechał do Chocimia i pod twioerdza sie rozbil z namiotem i kimal tam. FAJNIE :) ale ten Hotelik-pensjonat tez jest fany zreszta jak same samce jadą i jak najszybciej chca sie wyrobic polecam wersje z namiotem, a jezeli drobny luxus to pensjonacik. Z pensjonatu do Chocimia 4 nas zawiozl a po zwiedzeniu twierdzy wyszlismy brama zachodnia i wyszlismy na droge gdzie zlapalismy Marszrutke do Kamienca, z Kamienica do Chiemielnickiego dotarlismy Ukrainskim PKSem sa tez i marszrutki podroz trwala okolo 4h tak wiec na dworcu w Chmielnickim bylismy kolo 18 o 20.45 chyba uchodzi pojezd do Odessy
  
Re: <pepson> ,,Bliski Wschód"
PostWysłano: Poniedziałek, 01 Listopada 2004, 20:40 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Berger
Sentinel
 
Użytkownik #223
Posty: 5725


[ Osobista Galeria ]




A sama Odessa? Ciekawa jest?
  
Re: <pepson> ,,Bliski Wschód"
PostWysłano: Czwartek, 04 Listopada 2004, 15:51 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
EB
Stały bywalec
<tt>Stały bywalec</tt>
 
Użytkownik #744
Posty: 138


[ Osobista Galeria ]




a Lwów...?

Również zwiedzaliście...?

Opowiadaj proszę !
  
Re: <EB> ,,Bliski Wschód"
PostWysłano: Czwartek, 04 Listopada 2004, 17:50 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Berger
Sentinel
 
Użytkownik #223
Posty: 5725


[ Osobista Galeria ]




Lwów jest ciekawy - tu Cię mogę zapewnić. ;)
  
,,Bliski Wschód"
Forum dyskusyjne -> Inne -> Obieżyświat

Strona 3 z 5  
  
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  
przeprowadzki warszawa
Kopiowanie i rozpowszechnianie materiałów w całości lub części jest niedozwolone. Wszelkie informacje zawarte w tym miejscu są chronione prawem autorskim.



Forum dyskusyjne Heh.pl © 2002-2010