|
| Granie na ulicy... czyli czas na maly blues |
|
|
Wysłano: Piątek, 07 Listopada 2003, 20:28 |
|
|
|
No to jeszcze jedno pytanie... Grał ktoś z was kiedyś na ulicy? Niom i jakie były efekty? :)
Mi się pare razy zdażyło, tylko że talentu wokalnego to mi bozia poskąpiła <lol>(widać moją część przejoł Maciej ) niom ale w odpowiednim towarzystwie można się trochę rozerwać:) Poza tym to naprawde niezły zarobek ;) (Gdy przychodzi do mnie bieda to wychodzę na ulicę, więc wrzuć monetę, bo ja na to liczę )
Niom i przyszłe wakacje (tak tak to już niedlugo ) mam w planie zrobić objazdówkę po Polsce, jacyś chętni:>?? |
|
|
|
|
|
|
|
|
| Re: <ronnie> Granie na ulicy... czyli czas na maly blu |
|
|
Wysłano: Środa, 12 Listopada 2003, 13:53 |
|
|
|
W zwiazku z malym zainteresowaniem na macierzystym forum, postanowilem go przeniesc na bardziej ogolne forum muzyczne .
Ja mialem przyjemnosc zarobic nieco pieniedzy na warszawskim barbakanie na poczatku liceum. Caly zarobek przeznaczalismy na jedna impreze, a zarobic dalo sie wiele. W dobre dni to nawet 50 zl za godzine (!) Mialem szczescie, ze kumplowalem sie z dziewczyna, ktora nieziemsko spiewala.... Niestety - znalazla meza, wyprowadzila sie z Warszawy, wiec ja nie mialem juz z kim grac.
A teraz to policja i straz miejska za to gania podobno bardziej niz kiedys. |
|
|
|
|
|
|
|
|
| Re: <ronnie> Granie na ulicy... czyli czas na maly blu |
|
|
Wysłano: Czwartek, 20 Listopada 2003, 14:22 |
|
|
|
otóż kochana Ronnie możemy kiedyś wspólnie popróbować.... Jeśli wystawimy obok karteczkę z napisem:"jeśli niechcecie żebyśmy grały to wrzuć monetę"-uważam że zbiłybyśmy majątek
a tak całkiem serio to dopóki żyje Maleńczuk to chyba się nie odważę... |
|
|
|
|
|
|
|
|
| Re: <ronnie> Granie na ulicy... czyli czas na maly blu |
|
|
Wysłano: Czwartek, 27 Listopada 2003, 11:07 |
|
|
|
Ja grania na ulicy nie uskuteczniam, ale niejendokrotnie miałem możność zobaczenie w "akcji" paru znajomych.
Historia pierwsza - ich trzech oraz ona jedna. Pojechali we czwórkę nad morze. Do Mielna dokładnie rzecz biorąc. Tam siedzieli z nią na zmianę wydobywając wspólnie dźwięki. I pomimo że nie były najpiękniejsza, najzgrabniejsza ani najdźwięczniejsza to ten zwykły akustyk pozwolił im egzystować 2 tygodnie w warunkach idealnych. Dziennie potrafili zdobyć wspólnymi siłami do 100 zł. Wieczorami chadzali na imprezy, jednak nigdy jej nie porzucali. Przez całe dwa tygodnie byli sobie wierni co obydwu stronom się opłaciło...
Historia druga - 43 tyś. miasto w województwie dolnośląskim. Parę osób nie mających co robić na wakacje, postanowiło jakoś wspomóc grupowy budżet winno - nalewkowy i poczęli grać na styranym pudle. Czasem mieli szczęście i potrafili się dochrapać 20/30 zł na jedną taką dzienną sesję. Ich umiejętności wokolano - instrumentalne w większości mierne, ulegały znacznemu pogorszeniu przy każdej dodatkowej butelce. Jednakże przez długi czas radzili sobie nieźle. Teraz paczka się rozpadła, gitara odeszła, a ludzie, jak to ludzie, pozapominali co ich wcześniej łączyło.
Historia trzecia - kombinacje intrumentalne. Rynek w mieścinie mej (wspomnanej wyżej) na którym, teoretycznie, koncentruje się duża ilość ludzi, jest niewielki, więc ewentualne występy są od razu fenomenem na skalę gminną. Takoż było i z tym panem co czasami przybywał do nas z gitarą i pięknym głosem. Dało się owego pana spotkać także na dworcu głównym we Wrocławiu, gdzie równie pięknie jak i w moim mieście, wygrywał swe piosenki. Ostatnimi czasy już go nie widuję. A szkoda. Talentu ani umiejętności nie możnna było mu odmówić.
Nie widuję także pana z akordeonem, który zwykł zajmować pewną kładkę na Rynku, siadać na niej i wygrywać różne utwory. Zwolennikiem instrumentu w postaci akordeonu nie jestem, ale artysta uliczny miał na tyle dużą dozę talentu, że muzyka wydawała mi się wdzięczna.
Historia czwarta - wrocławski Rynek obfituje w różnego rodzaju ludzi pragnących egzystować w świecie pełnym niebezpieczeństwem, których sposobem na zarobienie pieniędzy jest robienie tego co kochają - grania bądź śpiewania. Nie wiemy co ich zmusiło do tego, by uprawiali swą sztukę na ulicach, ale zawsze mnie intrygowali śpiewacy uliczni. Na Rynku we Wrocławiu można spotkać bądź panią z wokalem operowym bądź pana w kapeluszu, który do podkładu z kaseciaka potrafi zaśpiewać wiele... na przykład w swym repertuarze posiada, niektóre melodie Kurta Weilla.
Tych historii niemal każdy z nas zna wiele. Ale przesłanie jest jedno. Rzućcie choćby skromną ilość pieniążków, gdy usłyszycie kogoś i wam się to spodoba. Doceńcie jego starania i talent. Bo nie wszystkim jest pisane granie po salach koncertowych. Niektórzy z wyboru a niektórzy przez koleje życia zostali postawieni na chodniku... a w niczym nie są gorsi od tych, którym się powiodło.
"Gdy przychodzi do mnie bieda to wychodzę na ulicę
Wrzuć monetę, bo ja na to liczę..." |
|
|
|
|
|
|
|
|
| Re: <Mike> Granie na ulicy... czyli czas na maly blu |
|
|
Wysłano: Czwartek, 27 Listopada 2003, 11:51 |
|
|
|
Cytat: |
Doceńcie jego starania i talent. Bo nie wszystkim jest pisane granie po salach koncertowych. Niektórzy z wyboru a niektórzy przez koleje życia zostali postawieni na chodniku... a w niczym nie są gorsi od tych, którym się powiodło. |
Prawda. Ja, na Rynku krakowskim, swego czasu regularnie wsłuchiwałem się w duo gitarowe - chłopaki grali na gitarach klasycznych. Ale jak grali?! Goście, wyobraźcie sobie, z wielką swobodą wykonywali np. "Mediterranean sundance" . Jak ktoś tego nie słyszał, to ciężko mi wytłumaczyć, o co chodzi. Dla tych co słyszeli, a nie znają tytułu przypomnę: to jest pierwszy kawałek na najlepiej sprzedającej się gitarowej płycie wszechczasów, nagranej przez słynne trio: Di Meola, Mc Laughlin, De Lucia (gitary akustyczne i klasyczne) "Friday night in San Francisco". I pomyśleć, że kolesie, którzy potrafią to (i jeszcze wiele innych bardzo dobrych rzeczy, w bardzo ciekawy sposób) wykonać, koncertowali na krakowskim rynku, z kapeluszem przed sobą. Zachowując wszelkie proporcje dodam tylko, że Paco De Lucię widziałem również, tyle że w Filharmonii Krakowskiej. |
|
|
|
|
|
|
|
|
| Re: <Kowal> Granie na ulicy... czyli czas na maly blu |
|
|
Wysłano: Czwartek, 27 Listopada 2003, 13:00 |
|
|
|
W tym Waszym miescie to i podobno Nigela Kennedy'ego mozna obczaic czasami, jak bywa w Polsce, na ulicy albo w knajpie i skrzypi swe wariactwa. |
|
|
|
|
|
|
|
|
| Re: <gROszeCK1> Granie na ulicy... czyli czas na maly |
|
|
Wysłano: Czwartek, 27 Listopada 2003, 13:09 |
|
|
|
On przecież mieszka w Krakowie ;)
Można w knajpie różne fajne rzeczy zobaczyć: ostatnio wchodzę do Singera na Kazimierzu, a tam siedzi sobie Grzesiu Turnau za pianem, wódeczkę popija i śpiewa, tak spontanicznie, żaden zaplanowany koncert |
|
|
|
|
|
|
|
|
| Re: <Kowal> Granie na ulicy... czyli czas na maly |
|
|
Wysłano: Czwartek, 27 Listopada 2003, 14:10 |
|
|
|
Zaczynamy lekki offtopic ale co tam. Kraków zawsze jawił mi się jako takie mistyczno - kulturowe miasto. Zapewne spowodowane jest to także tym, że jeszcze tam nie byłem i nie dane mi było oglądać. Taka lekka tajemniczość mi się wdziera do głowy mej. A to co nieznane kręci najbardziej :D.
Ale mam takie wyobrażenie o Krakowie jako o mieście, gdzie prawdziwi artyści po ulicach chadzają. I właśnie tego typu "atrakcje" jak Grzesiu Turnau za pianem, utwierdzają mnie w tym przekonaniu. |
|
|
|
|
|
|
|
|
| Re: <Kowal> Granie na ulicy... czyli czas na maly |
|
|
Wysłano: Czwartek, 27 Listopada 2003, 15:04 |
|
|
|
Może jeszcze powiesz, że Anię Dymną można tam na ulicy na rowerze spotkać? |
|
|
|
|
|
|
|
|
| Re: <Berger> Granie na ulicy... czyli czas na maly |
|
|
Wysłano: Czwartek, 27 Listopada 2003, 15:19 |
|
|
|
Na rowerze to nie....
Największy spęd artystów to jednak widziałem na pogrzebie Skrzyneckiego, szedłem właśnie koło Dymnej, nie wiedziałem, że ona taka malutka, a przed nami szedł Preisner - ten gość to z kolei ma chyba ze 2m
No i, jak już wiecie, przez 8 lat naprzeciwko Maleńczuka mieszkałem... |
|
|
|
|
|
|
|
|
| Re: <Kowal> Granie na ulicy... czyli czas na maly |
|
|
Wysłano: Czwartek, 27 Listopada 2003, 15:23 |
|
|
|
hm... no to miałeś ciekawego sąsiada.... |
|
|
|
|
|
|
|
|
| Re: Granie na ulicy... czyli czas na maly |
|
|
Wysłano: Czwartek, 27 Listopada 2003, 15:36 |
|
|
|
Berger : |
Może jeszcze powiesz, że Anię Dymną można tam na ulicy na rowerze spotkać? |
A ja powiem, że możnabyło. Pani Dymna kiedyś jeździła, ale jej rower ze Starego Teatru ukradli . Może ma już nowy i przemyka po naszych uliczkach |
|
|
|
|
|
|
|
|
| Re: <go_girl_go> Granie na ulicy... czyli czas na maly |
|
|
Wysłano: Piątek, 28 Listopada 2003, 12:53 |
|
|
|
Napisałem tego posta, bo widziałem kiedyś gdzieś fotoreportaż o Ani Dymnej na rowerze. |
|
|
|
|
|
|
|
|
| Re: Granie na ulicy... czyli czas na maly blues |
|
|
Wysłano: Poniedziałek, 08 Grudnia 2003, 21:38 |
|
|
|
Ja nigdy nie zapomne jak na Rynku w Krakowie kiedys wieczorem uslyszalam przepieknie na skrzypcach "Sonate Ksiezycowa " grana...az dziewczynom dyche wrzucilam , ale wtedy mialam kase - to byl mooj pierwszy pobyt w Krakowie... hehe za drugim razem Marka odwiedzalam i nie bylo czasu na sluchanie grajkoow na rynku
Przypomnial mi siem jeszcze koles ktoory nieziemsko falszowal w Kolobrzegu dwa lata temu... usilowal bodajze Dzemu cos spiewac ale narzekania i bluzgi zmuszonych do sluchania jego "tfurczosci" ludzi prawie go na szczescie zagluszaly ... |
|
|
|
|
|
|
|
|
| Re: <Mi> Granie na ulicy... czyli czas na maly blues |
|
|
Wysłano: Piątek, 12 Grudnia 2003, 14:50 |
|
|
|
No cóż śpiewać każdy może ...ale nie każdy musi tego słuchać... |
|
|
|
|
|
|
|
|
| Re: <moyra> Granie na ulicy... czyli czas na maly blue |
|
|
Wysłano: Niedziela, 14 Grudnia 2003, 19:29 |
|
|
|
Czasami bywa zmuszany. Siedzieliśmy kiedyś w poznańskiej knajpie, gdy do środka weszli cygańscy ,,muzycy". Porzępolili przez chwilę niemiłosiernie, po czym zaczęli wyciągać ręce po pieniądze. Kilka osób im dało dla świętego spokoju, a ja nie. Jedenz Cyganów zaczął się dopytywać, dlaczego nie daję. Powiedziałem, że mi się muzyka nie podobała, co go, zdaje się, oburzyło.
Kiedyś była też moda wśród Cyganów na granie w tramwajach i zbieranie potem kasy. Między przystankami wysiąść się za bardzo nie da, więc trzeba było tego słuchać. |
|
|
|
|
|
|
|
|
| Re: Granie na ulicy... czyli czas na maly blue |
|
|
Wysłano: Poniedziałek, 22 Grudnia 2003, 16:00 |
|
|
|
Berger : |
Kiedyś była też moda wśród Cyganów na granie w tramwajach i zbieranie potem kasy. Między przystankami wysiąść się za bardzo nie da, więc trzeba było tego słuchać. |
Kiedys? U mnie wciaz graja, choc to juz raczej nie Cygani, ale zwykli, najczesciej starzy ludzie. Wszedl raz taki skrzypek o niesamowitym warsztacie grania. Mial tez jakies nietanie skrzypki, bo brzmialy naprawde dobrze (chyba ze on byl taki zdolny). Twarzy nie mial zebraczej, gral swietnie jak na okolicznosci... po przeczytaniu artykulu w Polityce o filharmoniach uznalem, ze to musial byc zawodowy muzyk dorabiajacy na czynsz
Choc moze to zbyt daleko idace wnioski... |
|
|
|
|
|
|
|
|
| Re: <gROszeCK1> Granie na ulicy... czyli czas na maly |
|
|
Wysłano: Poniedziałek, 22 Grudnia 2003, 16:31 |
|
|
|
Przypuszczam, że Cyganie byli z Rumunii i zostali deportowani. Nie mam nic przeciwko temu, że ktoś ładnie gra w tramwaju lub na ulicy. Wkurzam się jak gra kiepsko, oddalić się za bardzo nie można, a grajek jeszcze wyciąga łapę po pieniądze. |
|
|
|
|
|