Forum Dyskusyjne
Zaloguj Rejestracja Szukaj Forum dyskusyjne

Forum dyskusyjne -> Inne -> W kobiecym gronie -> niechciane dzieci czy adopcja
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu
Re: aborcja
PostWysłano: Sobota, 20 Grudnia 2003, 12:11 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
kazia
Stały uczestnik vip
Stały uczestnik
 
Użytkownik #203
Posty: 918


[ Osobista Galeria ]




Cytat:
... Uważam, że nie wolno zabijać ludzi, bo „tak mi pasuje” i „sobie dziecko przyszło nie w porę”, bo to MY je tu sprowadziliśmy, ono sobie samo nie przyszło. Ono jest niewinne i nie powinno płacić za błędy rodziców – nie ma z tym nic wspólnego. .....

Nie do końca jest tak.
Ja jestem niechcianym dzieckiem, ale w tedy o antykoncepcji mało chyba wiedziano, a biorąc pod uwagę środowisko z jakiego pochodzę na dzień dzisiejszy sama świadomość też by nic nie dała.
Jednak całe życia płaciłam, za to że jestem i że musieli .... i były chwile, że bardzo chciałam nie być i ułatwić im oboju porozumienie się, albo rozjeście - wszystko jedno, trwali jednak ze sobą w myśl zasady.. co Pan Bóg złączył ... teraz ich nie ma, zmarli.
Za to mam własne dzieci i dużo rozmawiałam z nim na tematy wspóżycia i aborcji również. Moja córka nie byłaby sobą gdyby nie zadała pytania:
- "a co byś zrobiła gdybym zaszła w ciążę ?" - miała w tedy 14 lat,
Odpowiedź moja była natychmiastowa :
- "starałabym się, żeby urodziła szczęśliwe i zdrowe dziecko, ale ... musiałabyś i tak ukończyć szkołę średnią i uczelnię, i decyzję o związku na stałe mogłabyś podjąć, jak będziesz finansowo samodzielna i pewna, że to ten a nie kto inny, to nie koniecznie musi być ojciec twojego dziecka, nikt nie powinien być ze sobą tylko dlatego, bo przytrafiło się dziecko .. ", później nastąpiła cała seria moich dziecięcych doświadczeń.
Po dwóch latach zadała następne pytanie:
- "jak byś zareagowała, jakbyś się dowiedziała, że usunęłam ciążę ?"
Moja odpowiedź:
- "że wychowałam ciebie na tyle źle, że mi nie zaufałaś i byłoby mi przykro do końca życia ... " - później nastąpiły wyjaśnienia, dlaczego, co wiąże się z aborcją nie tylko od strony ludzkiego uczucia, ale i od strony zdrowia być może i braku kolejnego potomsta itd.

Jednak mimo wszystko nie jestem absolutnym przeciwnikiem aborcji, być może dlatego, że za dużo lat spędziłam w tzw. "polskich slamsach" i poznałam "margines społeczny".
Czy ktoś z was poznał to życie ? nędza, bieda, wszędzie "brud i smród" - to jest nie ważne, w wielu domach tak jest, a dzieci są szczęśliwe, bo są chciane, kochane - jak dorosną będą sobie nawzajem pomagać.
Ja mówię o tych domach, gdzie dzieci są absolutnie niechciane, kopane, bite i wyzyskiwane. Ktoś z was powie, że jest opieka, instytucje, policja itd. Byłam tylko w swoim dzieciństwie trzy razy na policji, w tedy jeszcze "milicji obywatelskiej" - to, że wyśmiali się z małego brudnego i bosego "obdarciucha", to było nie ważne, ważne było, że nie przyjechali i nic nie zrobili.
Chciałam iść do domu dziecka - zgłosiłam się sama, ale nie przymowali zgłoszeń od dzieci, a pani w szkole - ta "środowiskowa" stwierdziła, że "inni mają gorzej". W tym czasie do naszej klasy przyszła dziewczynka z domu dziecka, śliczna, sympatyczna i mądra, nie pasowała do całości. Właśnie jej zawdzięczam po części swoją osobowość, była jakby moją pierwszą przewodniczą w życiu. Okazało się, że jest córką lekarzy - ludzi raczej bogatych - ale żadne z rodziców po rozwodzie jej nie chciało, ona też była niechcianym dzieckiem. To ona mnie wiele nauczyła, wytłumaczyła, zrozumiałam w tedy jedno:
"nie jest ważne skąd pochodzimy, ważne jakimi zostaniemy ludźmi".
Może i z tego powodu, do spraw aborcji podchodzę z dystansem. Dla ludzi rozsądnych taka decyzja będzie i tak poważna, dla marginesu - jedno inne wydarzenie więcej.
  
Re: <Berger> aborcja
PostWysłano: Sobota, 20 Grudnia 2003, 15:19 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Berger
Sentinel
 
Użytkownik #223
Posty: 5725


[ Osobista Galeria ]




Wątek mógłby się oczywiście ciągnąć w nieskończoność. Może, żeby go podsumować, przytoczę wypowiedź mądrej laski o nicku ,,takajedna", która na forum ,,Gazety Wyborczej" skomentowała dyskusję wokół artykułu z ,,Wysokich Obcasów" o kobiecie, która urodziłą dziecko i oddała je do adopcji. Niemało dyskutantów nazwało ją wyrodną matką, potworem. ,,Takajedna" podsumowała to zdaniem, że właśnie przez takie ataki wiele kobiet woli po cichu dokonać aborcji lub nawet wyrzucić noworodka na śmietnik, niż urodzić dziecko i oddać je do adopcji. Właśnie dlatego, że zabić można po cichu, a pozwolić żyć z innymi rodzicami - trzeba prawie że na oczach potępiającego tłumu.
  
Re: <Berger> aborcja
PostWysłano: Sobota, 20 Grudnia 2003, 18:37 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Smiehu
Bywalec
<tt>Bywalec</tt>
 
Użytkownik #440
Posty: 44


[ Osobista Galeria ]




Co do komentarza tej laski to uważam że nie jest tak jak ona napisała. Przecież oddając dziecko do adopcji też można "po cichu". Nikt nikomu nie każe o tym rozgłaszać naokoło. Robiąc to po cichu uniknie się rozgłosu i komentarzy innych. Aborcja jest wykonywana po cichu, ponieważ jest nielegalna i grozi za to kara. Gdyby adopcja też była nielegalna nikt by o tym nie mówił. Jednak, jeśli ktoś chce "zabłysnąć medialnie" i wykorzystuje do tego fakt oddania dziecka do adopcji to musi się liczyć z różnymi komentarzami.
  
Re: niechciane dzieci czy adopcja
PostWysłano: Sobota, 20 Grudnia 2003, 19:03 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
kazia
Stały uczestnik vip
Stały uczestnik
 
Użytkownik #203
Posty: 918


[ Osobista Galeria ]




Ponownie temat "poszedł" w innym kierunku, to jest jakby "pochodna" aborcji, bo gdy ona nie następuje, to są dwa rozwiązania - albo chować niechciane dziecko, albo oddać do abopcji. I to właśnie jest inna strona tego samego tematu.
Znam kilka adoptowanych osób i wyrośli na fantastycznych ludzi.
Znam również ludzi, którzy zaadoptowali dzieci i teraz mają sprawy sądowe, bo one chcą ich oddać do domu starców.
To wszystko nie wygląda tak bardzo pięknie jak by się komukolwiek wydawało.
Jeżeli mamy przykrości od własnych rodziców czy własnych dzieci łatwiej to przyjmujemy, szukamy przynajmniej uzasadnienia.
Jeżeli to samo spotyka nas od ludzi "przysposobionych" ten żal jest znacznie większy.
  
Re: <Smiehu> aborcja
PostWysłano: Niedziela, 21 Grudnia 2003, 13:22 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Berger
Sentinel
 
Użytkownik #223
Posty: 5725


[ Osobista Galeria ]




Gdy matka dokonuje aborcji, wie o tym ona, ewentualnie jej partner i ginekolog. O adopcji wie zawsz eszerszy krąg ludzi. A babki z ,,Wysokich Obcasów" nie oceniałbym tak łatwo. Decyzja o nagłośnieniu sprawy w gazecie mogła być dla niej katharsis.
Do Kazi - oczywiście, że zawsze może się zdarzyć, że dzieci wyrządzą nam krzywdę. Urodzenie, czy też przysposobienie dzieci zawsze będzie jakimś tam ryzykiem. W ogóle życie ryzyka ma smak.
  
Re: <Berger> aborcja
PostWysłano: Niedziela, 21 Grudnia 2003, 16:25 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Smiehu
Bywalec
<tt>Bywalec</tt>
 
Użytkownik #440
Posty: 44


[ Osobista Galeria ]




Berger


O adopcji wie zawsze szerszy krąg ludzi.


Czy u Ciebie szerszy krąg ludzi to od razu tłum?

Cytuje:

Berger


Właśnie dlatego, że zabić można po cichu, a pozwolić żyć z innymi rodzicami - trzeba prawie że na oczach potępiającego tłumu.



Według mnie adopcja jest lepszym rozwiązaniem dla tych niechcianych dzieci. Mają przez to większą szanse, że znajdzie się ktoś, kto będzie je chciał natomiast matka raczej już zdania nie zmieni. Drugim argumentem jest to, że żyjąc z rodzicami, które ich nie chcą narażone są oprócz bólu psychicznego także na ból fizyczny. Bardzo często tacy "rodzice" gardzą dzieckiem i traktują je jak śmiecia, jak piąte koło u wozu. Może to powodować poważne szkody psychiczne. Takie dziecko przez lata tłumi w sobie agresja wobec otaczającego świata. Nie otrzymawszy żadnych pozytywnych uczuć ze strony najbliższych samo nie potrafi ich żywić wobec innych osób. Powoduje to frustracje i niechęć do ludzi a także siebie samego. Skutki tego są bardzo często tragiczne. Takie niechciane dzieci bardzo często w przyszłości są takie same wobec swoich dzieci. Oczywiście nie zawsze tak jest i zdarza się, że takie niechciane dziecko wychowywane przez wyrodnych rodziców wyrasta na wartościowego człowieka. Jednak takie przypadki są bardzo rzadkie. Tak więc uważam że adopcja jest w tym przypadku nieporównywalnie lepszym rozwiązaniem dla dziecka. Co do rodziców którzy zdecydują się na adopcje jest to ciężka próba z której nie zawsze wychodzą "zwycięsko". Wszystko zależy od wieku adoptowanego dziecka i paru innych czynników. Nie wszystko da się przewidzieć i mimo najszczerszych chęci nie zawsze wychodzi tak jakby się chciało. Przykład Kazi o domu starców jest na to bardzo dobrym przykładem. Jednak jest to jedyne rozwiązanie dla kobiet, które nie mogą mieć dzieci a bardzo tego pragną.
  
Re: <Smiehu> aborcja
PostWysłano: Niedziela, 21 Grudnia 2003, 17:09 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Berger
Sentinel
 
Użytkownik #223
Posty: 5725


[ Osobista Galeria ]




Od razu nie. Pozostałej cześci Twojego tekstu mogę tylko przyklasnąć. Poza jednym zdaniem - nie uważam przykładu z domem starców za taki super. Do domu starców mogą Cię odesłać także biologiczne dzieci. Ale o tym napisałem już wyżej.
  
Re: aborcja
PostWysłano: Poniedziałek, 22 Grudnia 2003, 13:30 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
kazia
Stały uczestnik vip
Stały uczestnik
 
Użytkownik #203
Posty: 918


[ Osobista Galeria ]




Berger :
Od razu nie. Pozostałej cześci Twojego tekstu mogę tylko przyklasnąć. Poza jednym zdaniem - nie uważam przykładu z domem starców za taki super. Do domu starców mogą Cię odesłać także biologiczne dzieci. Ale o tym napisałem już wyżej.

Chce wyjaśnić, Jeżeli adoptowane dzieci dostały nawisko swoich przybranych rodziców, traktowane są jako własne i mają pełne prawa tak jak naturalne. Ale żeby odesłąć ludzi starych do domu starców muszą oni spełniać pewne warunki, akurat w tym wypadku były one "spreparowane".
W tym przypadku, który znam adoptowane zostało rodzeństwo - bliźniaki i to wieku przedszkolnym. Dopiero zaczęły dokazywać jak były na uczelniach. Przeciwko tym rodzicom przysposobionym wystapili najpierw o alimenty i korzystali z tego do 25 roku życia, oczywiście nie ukończyli żadnej uczelni. Potem chcieli skasować także ich dom i działki, które były dla nich przygotowane, ale one o tym nie wiedziały. Bardzo smutna histoiria, ale prawdziwa, znam i jednych i drugich, Nigdy po tych dzieciakach bym się tego nie spodziewała, po prostu ich życiowi partnerzy tak ich podpuścili, bywa - ale oni sami powinni być wdzięczni, że ktoś ich chciał w ogóle. Przeszli bardzo dużo rodzin, nikt ich nie chciał, każdy ich "oddawał", a potem się odpłacili tym, dla których byli "całym światem".
Fakt dla tych ludzi one były "światłością dnia", "sensem życia" - tak o nich mówili. Nie chcieli nawet dotacji od państwa, bo w chwili gdy daje się własne nazwisko traci się ten przywilej. Ciężko mi nawet o tym pisać, to chyba najsmutniejsza historia w tej dziedzinie, jaką znam.
Pogodziłam się już z faktem, że wnuczkowie, synowe albo zięciowie wyganiają teściów z ich mieszkań, bo nieopatrznie była źle sformułowny został testament, a ich własne dziecko zmarło przed nimi.
Jednak ci młodzi ludzie zawdzięczali start tym przysposobionym rodziciom, inne dzieciństwo i miłość rodzicielską, a mimo to - pokazali się z najgorszej strony.
To wszystko pozostawiam bez komentarza, chyba jest zbyteczny.
  
Adopcyjne historie
PostWysłano: Sobota, 25 Lutego 2006, 10:47 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Jolinka
Czytelnik
<tt>Czytelnik</tt>
 
Użytkownik #6055
Posty: 3


[ Osobista Galeria ]




to moja historia i o mały włos mogło tak zostać ...

Temat postu: Chciałam Cię oddać a nie porzucić...


Kiedy na kolejnym badaniu związanym z moją chorobą lekarz zapytał mnie „czy wiem coś o dzidziusiu”, nie wiedziałam czy mam się cieszyć czy płakać. Ponieważ jestem poważnie chora i mamy już sporą gromadkę, wiedziałam, że nie dam rady zajmować się malutkim dzieckiem, a ciąża jeszcze pogorszy mój stan zdrowia. Lekarz sugerował aborcję.
Nie była to łatwa decyzja – chodziło przecież o niewinne życie i też o moje zdrowie.
Długo się nad tym zastanawialiśmy zanim podjęliśmy z mężem decyzję, że je urodzę i znajdziemy mu rodziców. Żeby mieć jak najmniej wątpliwości zgłosiłam się na badania prenatalne. Kiedy okazało się, że wszystko jest w porządku zaczęliśmy działać.
O adopcji niewiele wiedziałam, znałam kilka rodzin adopcyjnych i te rodziny się znały z rodzicami biologicznymi, co nie przysparzało im żadnych problemów.
Wtedy myśleliśmy, że skoro tylu ludzi przeżywa tragedię nie mogąc mieć własnych dzieci, to chyba znajdzie się ktoś, kto nie będzie się bał adopcji ze wskazaniem. Chodziło nam o to żeby ewentualni przyszli rodzice naszego dziecka mogli nas poznać przed podjęciem decyzji. Ponieważ poprzez internet mieliśmy już kontakt z ludźmi oczekującymi na adopcję, za ich radami (żeby wszystko było zgodne z prawem) zgłosiliśmy się do Ośrodka Adopcyjno Opiekuńczego, na którego pomoc liczyliśmy. Tak bardzo chciałam żeby przyszła mama była z dzieckiem od początku, żeby mogła je oglądać na USG, była przy jego narodzinach, a ja bym miała uczucie, że to, co robię jest słuszne i najlepsze dla dziecka, a mi oszczędziłoby wstydu i upokorzenia w szpitalu. Rozmawiałam o tym w ośrodku, ale tam nie podzielano mojego zdania. Nawet te sześć tygodni, które dziecko musi czekać w pogotowiu rodzinnym jest podobno nieistotne, bo dziecko jest malutkie i nic nie będzie pamiętało. Ja to widzę trochę inaczej, ale może nie mam racji, bo nie jestem ekspertem, jestem tylko matką.
Rolę ośrodków adopcyjnych wyobrażaliśmy sobie trochę inaczej, skoro potrafią dokładnie sprawdzać kandydatów na rodziców, organizować im szkolenia, powinni również bardziej interesować się rodzicami biologicznymi. Wiem, że są rodzice biologiczni, przed którymi należy wręcz chronić dzieci, ale nie wszyscy są tacy. I nie widzę przeszkód żeby ludzi oczekujących na dziecko z adopcji pytać czy nie chcą poznać rodziców biologicznych i zdecydować się ewentualnie na adopcję ze wskazaniem.
Wiem, że takie rozwiązanie dla przyszłych rodziców wiąże się pewnymi obawami i lekami, ale wierzę, że tacy by się znaleźli. Jeżeli ośrodki brałyby pod uwagę taką formę adopcji. Wiem, że to dobro dziecka było motywem naszej decyzji i to samo uczucie nie pozwoliłoby nam na jakąkolwiek ingerencję w jego nowej rodzinie.Wydaje się, że w działania ośrodków polegają na tym żeby przekonać rodziców biologicznych żeby zapomnieli o fakcie oddania dziecka do adopcji i że brak jakichkolwiek wiadomości o dziecku jest dla nich najlepszym rozwiązaniem. W takim przypadku ośrodek do niczego nie jest mi potrzebny, bo „porzucam” dziecko w szpitalu i zrzekam się praw. Z mojego punktu widzenia nie ma tu żadnej roli dla ośrodka. Odnoszę wrażenie, że my rodzice biologiczni zawracamy im tylko niepotrzebnie głowę, bo to, co dla nas robią to przekonują nas, że jesteśmy nieprzewidywalni i nie wiadomo jak się kiedyś zachowamy.
Chciałam oddać dziecko, znaleźć mu rodziców i móc dalej normalnie żyć. Liczyłam na pomoc instytucji do tego powołanych, ale nikt mi tej pomocy nie udzielił. Zostałam ze swoją niepewnością o los dziecka i ze świadomością, że je „porzuciłam”. Dlaczego rodzice adopcyjni mogą sobie wybierać dziecko( chłopiec lub dziewczynka, jasne włoski lub ciemne), a my nie możemy nawet zdecydować o tym czy dziecko ma się wychowywać w rodzinie katolickiej. W tej chwili nie będziemy nawet wiedzieć czy dziecko żyje a nie oto nam w tym wszystkim chodziło.

---------------------------------------------------------------------- ----------

Jest to historia adopcyjnej mamy ( mojej znajomej )


Po kilku latach nieskutecznego leczenia podjęliśmy decyzję o adopcji. zgłosiliśmy się do OA w .. na początku maja 2003 r.
Ekspresem zgromadziliśmy dokumenty, tydzień później mieliśmy odwiedzinki w domu i praktycznie zaczeliśmy spotkania indywidualne z częstotliwością - 2 w tygodniu.
2 czerwca przed 8.00 dostaliśmy telefon ze szpitala .., że właśnie urodziła się dziewczynka i matka jest zdecydowana ją zostawić w szpitalu. za namową lekarza ekspresem udaliśmy się do tego szpitala . Tam p. ordynator podała nam dowód osob. dziewczyny z prośbą o skserowanie, ponieważ chciała ona jeszcze w tym dniu opuścić szpital.
nie mieliśmy zielonego pojęcia jak do tej sprawy się zabrać. to wszystko tak szybko się działo.
wspomnę jeszcze, że wcześniej podczas spotkań w ośrodku pytaliśmy czy mogą pomóc przy zrzeczeniu blankietowym jeśli my wskażemy dziecko. Nasz OA wykluczył taką możliwość, przestrzegając nas i nastawiając, że takie działanie może być obarczone ryzykiem kontaktu z matką (perspektywa nachodzenia przez całe życie), a poza tym matka ma 6 tyg. na podjęcie ostatecznej decyzji. co za tym idzie - może się rozmyślić, a wtedy ból kontaktujących się z dzieckiem niedoszłych rodziców adopcyjnych .jest nie opisywalny. Szczerze mówiąc takie tłumaczenie wydawało się być jak najbardziej logiczne.
Dlatego też, póki nie byłam pewna, że będę mogła adoptować to dziecko nie widziałam go.
ale mój mąż tak. w dniu jej urodzin.
nie mieliśmy pojęcia co robić, o adopcji ze wskazaniem nic nie słyszeliśmy - jedyny pomysł jaki nam się nasunął to próbować dyskutować w OA .
Tak też zrobiliśmy. poinformowaliśmy ośrodek o narodzinach dziecka, o naszej chęci adopcji i ku naszemu olbrzymiemu zaskoczeniu dyrektor tegoż OA w drodze wyjątku zadeklarował pomoc,.ale cały czas uprzedzał, że matka ma 6 tygodni.
spakowaliśmy tegoż urzędnika do samochodu wraz z pracownikiem socjalnym i zawieźliśmy do szpitala by mogli porozmawiać z matką biologiczną.
oczywiście zadeklarowaliśmy wszelaką pomoc dla dziecka - do OA dostarczaliśmy pieluchy, mleko, ubranka, pokrywaliśmy koszty badań i szczepień, wizyt lekarza - na podstawie przedstawianych nam rachunków.
Wiedzieliśmy, że mała umieszczona jest w pogotowiu rodzinnym, że matka nie kontaktuje sie i pewnie nie zmieni zdania.
strasznie dłużył nam sie ten czas - 43 dni. w ich trakcie dokończyliśmy szkolenia w OA W …. ..,uzyskaliśmy kwalifikację ,przekazaliśmy dokumenty do OA w G …i kupiliśmy wszystkie niezbędne rzeczy potrzebne dziecku.
kiedy nastał ten magiczny dzień byłam cała w skowronkach, jakież było moje zaskoczenie kiedy p.dyrektor oznajmił, że matka nie zgłosiła się do sądu a oni nie mają prawa jej do niczego zmuszać i musimy czekać.
tydzień, dwa, trzy, cztery - zero ruchu ze strony matki czy OA. Paranoja! a dziecko niech czeka, jaka to różnica - miesiąc czy dwa.
postanowiliśmy działać.
znając dane matki - wysłaliśmy list z prośbą o kontakt - i nasz numer komórki.
Maria zadzwoniła, całą noc rozmawiałyśmy. ona badała nas a my ją. prosiłam ją by poszła do sądu jeśli chce naprawdę oddać małą. Poznałam całą historię jej życia a ona moją, nie widziałam jej na oczy, nie widziałam dziecka a czułam, że nas coś łączy. tego nie da się opisać.
te nasze telefoniczne rozmowy trwały jeszcze 2 dni. Maria kazała mi obiecać, że jak podpisze papiery to mała trafi na pewno do nas - przyrzekłam jej.
trzeba ty też wspomnieć, że nie miała żadnej pomocy od OA. nie wiedziała nawet gdzie jest mała.
19sierpnia o 11.00 dostałam sms: "Anna Maria - takie Waszej córce dałam imiona, przytul ją mocno".

Poinformowaliśmy OA, że matka podpisała dokumenty w sądzie, na pytania skąd o tym wiemy odpowiedzieliśmy ., że znamy parę osób w sądzie rodzinnym w ….
Ponieważ mąż akurat miał szkolenie w pracy sama pojechałam do ośrodka by wiedzieć jak mamy dalej postępować.
Dyrektor potwierdził, że faktycznie matka była w sądzie, teraz jako ośrodek muszą zwołać komisję by zakwalifikować rodzinę.
oczywiście zdumiona zapytałam dlaczego - na to usłyszałam odpowiedź, że taka jest procedura ale "jego głos jest decydujący - on jako dyrektor decyduje o doborze rodziny". w tych słowach zawarł całą prawdę, tyle, że ja go nie zrozumiałam. podziękowałam pięknie, myśląc, że mamy w nim wsparcie i powiedziałam, że zadzwonię koło 17.00 - wtedy miało zakończyć się to zebranie - by umówić się na pierwsze spotkanie z maleństwem.
tak też zrobiłam, jakież było moje zdziwienie gdy usłyszałam że jednak zostala wyznaczona inna rodzina, że pewne okoliczności przemówiły na korzyść innej pary.
i w tym momencie dotarło do mnie - zrozumiałam sens jego słów, zrozumiałam jak można wpłynąć na jego decyzję - całe moje jak najlepsze zdanie na temat tych ludzi, wiara w sens ich pracy szlak trafił.
ale ja szybko się nie poddaje. kontakt z prawnikiem - co można zrobić, dowiadujemy się o możliwości adopcjji ze wskazaniem, kontaktujemy się z Marią - obiecuje pomóc.
ale jest już 18.00 - sąd nieczynny. umawiamy się z Marią o 7.00 następnego dnia. o 7.30(tak otwierają OA) odbieramy nasze dokumenty i pędem z osrodka do innego miasta do Sądu.
Maria anuluje podpisane wcześniej zrzeczenie, piszemy wnioski o adopcje ze wskazaniem i składamy na dzienniku podawczym. następnie po konsultacji z sędziną (super babka) piszemy prośbę o tymczasową pieczę. to wszystko rozgrywa się bardzo szybko, zanim stworzyliśmy to drugie pismo podchodzi do nas sędzina i mówi, że mamy duże szczęście. gdybyśmy spóźnili sie 5 minut - byłoby po sprawie, bo wpłynął wniosek z OA a Maria przecież podpisała wcześniej blankiet.
5 minut. cud.
od razu dostaliśmy zgodę na preadopcję, łącznie z pismem wystosowanym do OA o przekazanie dziecka.
w trójkę udaliśmy się spowrotem do OA - jednak w ośrodku adopcyjnym usłyszeliśmy tylko, że jak zaczeliśmy załatwiać wszystko sami to napewno świetnie damy sobie radę bez ich udziału,
adres, gdzie przebywa Ania otrzymaliśmy dopiero w PCPR.
Jedziemy. ja szczęśliwa i jednocześnie pełna obawy, że Maria jak zobaczy Anię to zmieni zdanie. jednocześnie świadomość mojej nieopisanej radości że zaraz zobacze moja córkę, że zaraz będę mogla ją przytulić - a z drugiej strony świadomość tragedii i bólu Marii.
nigdy nie zapomnę tej chwili. i wiesz co, w pierwszym momencie patrzyłam na reakcję matki biologicznej - cholernie się jej bałam.
niestety to nie koniec - rodzina opiekująca się małą nie może nam jej oddać bez pisemnej zgody MOPS.
Powrotem, wyprawa do innego miasta do AO, kolejne biurokratyczne schody - MOPS nie wyda zgody bez odpowiedniego pisma z sądu. na wycieczkę do sądu w innym miescie brakuje czasu - telefon, nasza kochana sędzina wydaje wymagany papier i przesyła faksem. oryginał wysłany jest pocztą. Opornie ale w końcu dostajemy zgodę. wracamy po nasz Skarb,.
już w czwórkę odwozimy Marię do domu, przy okazji poznajemy rodzeństwo Ani ,
jeszcze trochę rozmawiamy i w drogę do domku.
I czekanie na sprawę adopcyjną - cholerny strach, chociaż wtedy już nikomu nie oddałabym mojej córki. zwiałabym z nią na koniec świata.
12 grudnia - Ania jest nasza!
na szczęście wszystko dobrze się skończyło, Maria miała jeszcze co prawda sprawę o porzucenie dziecka i pokrycie kosztów pobytu małej w pogotowiu - ale wszystko Sąd umorzył.
5 minut zadecydowało o losach tylu osób. Szczęście? Przeznaczenie?
teraz to nieistotne, sporo przeszliśmy ale dziękuję Bogu za to. Ból, cierpienie - ponoć z tego rodzą się największe miłości i przyjaźnie. i faktycznie tak jest.
Często słyszę, ale czy to, że mamy kontakt z matką biologiczną jest dobre dla Ani ? nie wiem, bo i skąd.
ale zadaje sobie pytanie czy "podwójna porcja macierzyńskiej miłości" może zaszkodzić? Ania nie ma w swoim życiu tego "Pustego" rozdziału. w każdej chwili gdy tylko poczuje potrzebę poznania swoich korzeni będzie miała tą możliwość.
dla mnie matki adopcyjnej to na pewno będzie trudne, ale tu nie chodzi o mnie, tu chodzi o dziecko. jestem po to by być i ją wspierać, moim zadaniem jest dawać jej poczucie, że jest potrzebna, ważna i kochana bo tylko wtedy wyrośnie na pewną siebie, szczęśliwą kobietę.
  
Re: niechciane dzieci czy adopcja
PostWysłano: Niedziela, 26 Lutego 2006, 14:34 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
sylwas
Stały bywalec vip
<tt>Stały bywalec</tt>
 
Użytkownik #2488
Posty: 122


[ Osobista Galeria ]




Wstrząsające.... i tak przykre, że aż nie chce się komentować ....

Co też się dzieję w tym naszym kraju?

Zamiast martwić sie o ,,ptasią grypę'' należało by bardziej zająć się zgnilizną toczącą nasz kraj od środka. Wszystkie te urzędy, sądy, układy i łapówki i wielkie dramaty rodzin i dzieci...koszmar.

Niby wszystkim chodzi o dobro dziecka a tyle dowodów dookoła wskazujących, że jednak nie. Że to wyłacznie towar - jak każdy inny...

sad.gif
  
Re: niechciane dzieci czy adopcja
PostWysłano: Środa, 01 Marca 2006, 00:25 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Jolinka
Czytelnik
<tt>Czytelnik</tt>
 
Użytkownik #6055
Posty: 3


[ Osobista Galeria ]




Sama lepiej bym tego nie ujęła ...jak tylko doswiadczymy osobiscie czegoś w naszym kraju to dopiero widać w co wdepneliśmy ..

pozdrawiam .M
  
Re: niechciane dzieci czy adopcja
PostWysłano: Czwartek, 23 Marca 2006, 00:41 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Jolinka
Czytelnik
<tt>Czytelnik</tt>
 
Użytkownik #6055
Posty: 3


[ Osobista Galeria ]




Szanowna Pani, nawet jeżelid ziecko urodziło się w szpitalu w Waszym mieście, to wcale nie oznacza, ze oao nic o tym nie wie. OAO mają obowiązek zakwalfikowac dziecko do adopcji a po drodze wyajśnić jego sytuację prawną (bo wcale od razu nie wiadomo czy jakakolwiek adopcja jest mozliwa). Radzę skontaktowac się z tym oao, ktory zasjmuje się sprawami dzieci z Waszego terenu, zrobić kwalfikację. Bez kwalfikacji ani oao ani sąd nawet nie będzie z Wami rozmawiał. Można zglosić uczciwie w oao, że wiecie o takim dziecku, więc może akurat...Takich sytuacji jest sporo, ponieważ nie w akżdym powiecie jest oao - zazwyczaj też lepiej jest, zwłaszcza jeżeli jest to małe miasto - aby dzidziuś został adoptowany dalej. Po co matka biologiczna ma "wyglądać zza rogu" i obserwowac Was - a tak najprawdopodobniej będzie. To jest minus takich bliskich adocji. Pozdrawiam serdecznie, D.Dominik

To jest odpowiedz p dyrektor osrodka adopcyjnego na forum ,
szczegolnie koncowka postu mnie poruszyła ...z jednej strony na tym samym forum , akcja z życia do życia , żeby kobiety nie dokonywały aborcji ,czyli matka ma tak kochać to poczęte dziecko żeby je chciec urodzić , a potem już tak nie kochać , żeby mieć gdzies co się z dzieckiem bedzie działo i jakich będzie miało rodzicow, gdzie miejsce na uczucia .....przecież istnieje adopcja ze wskazaniem ? tylko niestety nie znalazłam [ja i te wszystkie matki ktore są w naszej grupie wsparcia] żadnego osrodka ktory pomaga w takich adopcjach .... dziwny jest ten swiat ...
  
niechciane dzieci czy adopcja
Forum dyskusyjne -> Inne -> W kobiecym gronie

Strona 1 z 1  
  
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  
Kopiowanie i rozpowszechnianie materiałów w całości lub części jest niedozwolone. Wszelkie informacje zawarte w tym miejscu są chronione prawem autorskim.



Forum dyskusyjne Heh.pl © 2002-2010