Forum Dyskusyjne
Zaloguj Rejestracja Szukaj Forum dyskusyjne

Forum dyskusyjne -> Obraz i dźwięk -> Kino, Radio i Telewizja -> Filmy górskie
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu
Filmy górskie
PostWysłano: Piątek, 19 Września 2008, 12:51 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Berger
Sentinel
 
Użytkownik #223
Posty: 5725


[ Osobista Galeria ]




Z n.p.m.-u:

"Górska wersja Przystanku Woodstock
„Tu kończy się Lądek Zdrój. Dalej jest tylko szara rzeczywistość” – głosi billboard na szosie wylotowej z miasta. Jakby na przekór temu hasłu, mieszkańcy uważają, że to oni żyją w szarej rzeczywistości, a kolorowo jest gdzieś hen, za horyzontem. Wszystko się jednak zmienia pod koniec września, kiedy to w Lądku Zdroju odbywa się Przegląd Filmów Górskich.


„Londyn? Nie ma takiego miasta. Jest Lądek, Lądek Zdrój” – przekonuje jedna z bohaterek w kultowym filmie Stanisława Barei „Miś”. Istotnie, Lądek Zdrój jest jak najbardziej realny – to ładne, malowniczo położone miasteczko w Kotlinie Kłodzkiej, wciśnięte pomiędzy zalesione zbocza niewysokich gór. W dniu kiedy tam przyjeżdżam, wychodzi akurat słońce, zalewając swoim światłem kameralny rynek i usytuowane wokół niego kamieniczki, z których część została niedawno odnowiona. Pomimo to atmosfera jest senna. Na rynku widać niewiele osób. Nieco więcej ludzi, z reguły starszych, spaceruje po części zdrojowej miasta. To kuracjusze. Turystów nie widać w ogóle, a przecież to sierpień, sam środek wakacji.
Tutaj niewiele się dzieje
- Tu nie ma nic. Nie ma szans na pracę i żadna turystyka nam nie pomoże – żali mi się siwiejący jegomość w panterce, mieszkaniec jednej z podlądeckich wsi, który dosiada się do mnie w autobusie PKS-u z Kłodzka. – Żałuję, że przed 30 laty nie przeprowadziłem się do Bełchatowa, a miałem taką szansę – wspomina z tęsknotą.
- Kolejny, polski malkontent – myślę sobie, ale słowa mężczyzny potwierdzają inni mieszkańcy miasteczka.
- O pracę jest trudno. Choć wydawać by się mogło, że w takim turystycznym miasteczku nie powinno być z tym problemów. Ale tu w ogóle nic się nie dzieje – przekonuje Katarzyna Jarosz, młoda sprzedawczyni w Cafe Cukiernia Toch na lądeckim rynku. – Pobliska, mniejsza od Lądka, Polanica jakoś potrafiła się dźwignąć po powodzi, a u nas marazm - konstatuje ze smutkiem.
Skąd takie nastroje w górskim miasteczku, które powinno kwitnąć dzięki bliskości granicy, turystyce i uzdrowisku?
- Owszem, jest uzdrowisko, ale ludzie nie mają pieniędzy, które mogliby zainwestować, żeby zarobić na turystyce – tłumaczy Małgorzata Bednarek, dyrektor Centrum Kultury i Rekreacji w Lądku Zdroju. – Poza tym niektórzy mieszkańcy wciąż mają mentalność peerelowską. Potrafią tylko czekać, żeby ktoś im powiedział, co mają robić – dodaje po namyśle.
- Może to dlatego, że mieszka tu ludność napływowa, bez korzeni? – sugeruję.
- Chyba nie – pani dyrektor kręci głową. – Przecież ci, którzy prowadzą tu prężnie działające gospodarstwa agroturystyczne, też są napływowi!
Również burmistrz Kazimierz Szkudlarek (pochodzący z Wielkopolski) ocenia mieszkańców Lądka bardzo krytycznie.
- Mieszkańcy lubią narzekać – podsumowuje. – Dlaczego? O to by trzeba już zapytać jakiegoś socjologa. A przecież nie jesteśmy gorsi od Polanicy. Tamto miasto ma po prostu deptak, gdzie koncentruje się życie, a u nas jest większa przestrzeń i ludzie się rozchodzą. Ale robimy, co możemy. Odnawiamy kamieniczki na rynku, kładziemy nową nawierzchnię w części zdrojowej. Mamy nawet potencjalnego inwestora, który chciałby wyremontować nasz kościół ewangelicki. Czekamy tylko na uregulowanie spraw własnościowych...
Gmach kościoła to duma i zarazem hańba Lądka Zdroju. Duma, bo budynek jest imponujący, z bogatą historią. A hańba, bo od lat jest opuszczony i popada w ruinę. Na razie niewiele można zrobić, bo Komisja Regulacyjna, w której zasiadają przedstawiciele MSWiA oraz różnych wyznań (w tym Kościoła ewangelicko-augsburskiego), debatuje, komu obiekt przekazać. Jeżeli otrzyma go gmina, będzie mogła rozpisać przetarg. Potencjalny inwestor na razie jest jeden.
Festiwal ponad podziałami
- To są ludzie gór, ludzie, którzy znają Lądek, bo przyjeżdżają jako widzowie na nasz Przegląd Filmów Górskich – Kazimierz Szkudlarek uchyla rąbka tajemnicy. – Mają też swój pomysł na rewitalizację gmachu. Zrobiliby wieżę widokową, dziedziniec z restauracją, może teatr. Nic zresztą nie stoi na przeszkodzie, żeby na dziedzińcu odbywały się także niektóre wydarzenia, związane z festiwalem – zastanawia się. – Możemy to inwestorowi, jako gmina, podpowiedzieć...
Jest kilka imprez, które ożywiają senne miasteczko. To na przykład Lądeckie Lato Muzyczne, czy Festiwal Tańca. Ale bezwzględnie największą sławę przynosi Lądkowi wrześniowy Przegląd Filmów Górskich, o którym głośno nie tylko w Polsce, ale i w Czechach, Niemczech czy Wielkiej Brytanii. Do miasteczka ściąga wtedy kilkuset ludzi gór. Przyjeżdżają zarówno anonimowi, plecakowi turyści, jak i sławni himalaiści. Krzysztof Wielicki, Piotr Pustelnik, Ryszard Pawłowski, Anna Czerwińska, Kinga Baranowska, Piotr Morawski – to tylko niektóre nazwiska z czołówki polskiego himalaizmu, które zjawiły się w Lądku Zdroju.
- Nie przyjeżdżam tu dla popularności, czy zdobycia sponsorów – podkreśla Piotr Morawski, himalaista. –W Lądku jest po prostu specyficzna atmosfera, bo to przegląd dla prawdziwych pasjonatów. Poza tym, to po prostu fajna impreza towarzyska.
Skoro zatem jest taka atmosfera, to nic więc dziwnego, że na filmowy przegląd wszyscy w mieście czekają:
- Impreza ma markę w Polsce i poza jej granicami – podkreśla burmistrz Kazimierz Szkudlarek. – Jest elementem promującym miasto. Wiele osób, które przyjeżdża do Lądka na ten festiwal, potem tu wraca. Niektórzy zostają tu nawet na stałe.
- Podczas Przeglądu coś się wreszcie w naszym Lądku dzieje. Widać, że miasto zaczyna żyć. Nawet klientów w lodziarni od razu jest więcej – podkreśla Katarzyna Jarosz z cukierni na lądeckim rynku. Jednak sama szczerze przyznaje, że rzadko chodzi na seanse. – Pamiętam film „Hybryda”, który wygrał jedną z edycji. Grał w nim mąż mojej nauczycielki – dodaje z uśmiechem.
Na pomysł wpadł
Zbyszek Piotrowicz

Pomysłodawcą i twarzą tej jedynej w swoim rodzaju imprezy jest Zbigniew Piotrowicz, himalaista, dziennikarz, społecznik i samorządowiec. Pierwszy lądecki festiwal zorganizował w 1995 roku jako prywatna osoba.
- Udało mi się wtedy zainteresować tematem radnych, którzy przyznali niewielką dotację, bodajże w kwocie dziesięciu tysięcy złotych. Dzięki temu udało się w ogóle przegląd zorganizować – wspomina.
Impreza od razu odniosła spory sukces. Nic dziwnego, bo był to wówczas jedyny przegląd filmów górskich w Polsce (choć nie pierwszy, wcześniej trzykrotnie odbyły się podobne festiwale w Katowicach). Dziś lądecki festiwal ma już poważnych konkurentów, choćby w Zakopanem czy Krakowie. Nadal są jednak ludzie, dla których Lądek Zdrój to numer jeden.
- To bardzo fajne miejsce bez wieżowców, za to ze skałkami – ocenia Maciej Kubiak, który od lat przyjeżdża do Lądka, żeby jako wolontariusz rozklejać plakaty, pomagać w budowie ścianek wspinaczkowych, a nawet stać na bramce. – Lubię tu bywać, bo poznaję wielu ciekawych ludzi. I chodzi nie tylko o sławnych himalaistów, ale także zwykłych, górskich pasjonatów.
Zanim impreza zdobyła swoją markę, jej pomysłodawcy musieli się nieźle napracować. Tym bardziej, że spektakularnych wpadek nie brakowało.
- W czasie drugiej edycji festiwalu puściłem jeden z filmów bez dźwięku – wspomina Zbigniew Piotrowicz. – Chciałem naprawić swój błąd, więc ściągnąłem dodatkowy projektor z zagranicy, ale okazało się, że coś jest nie tak i film znów poszedł bez dźwięku. W akcie rozpaczy zaproponowałem autorowi, żeby własnymi słowami opowiedział, co się w filmie dzieje. Nie muszę dodawać, że spojrzał na mnie dziwnie. Dziś widzowie już mi chyba wybaczyli tamtą wpadkę, ale autor więcej się w Lądku nie pojawił...
Ponieważ jednak każdy uczy się na błędach, w następnych latach stronę techniczną festiwalu wzięli na siebie pracownicy Parku Narodowego Gór Stołowych. Od tej pory zawsze jest rezerwowy rzutnik.
Jaka jest recepta na sukces przeglądu filmów górskich? Czy wystarczy mieć sprawny projektor, filmy, plakaty, samorządowe dotacje i dobre chęci?
- Kiedyś tak myślałem – przyznaje Piotrowicz. – Teraz już jednak wiem, że jest to bardzo skomplikowane przedsięwzięcie od strony logistycznej. Trzeba zainteresować i ściągnąć do miasta kilkaset osób. Zorganizować wszystko tak, żeby impreza miała swój charakter, a ludzie wyjechali zadowoleni i chcieli wrócić. Żeby był to festiwal dla ludzi, a nie dla organizatorów, sponsorów czy oficjeli. Przegląd nie powinien przynosić strat, ale nie może to być impreza komercyjna, która może i da zarobić organizatorom, ale zabraknie jej ducha i po paru latach umrze. To powinno być coś takiego, jak Przystanek Woodstock i mam nadzieję, że jest.
A jak zrobić dobry film górski? Czy wystarczy wziąć kamerę i iść z nią w góry?
- Nie trzeba być zawodowcem, ani mieć wielkie pieniądze – uważa ojciec festiwalu. - Nie chodzi o to, żeby zrobić olbrzymią, hollywoodzką produkcję z Izabellą Scorupco. Najważniejszy jest pomysł, znalezienie klucza.
Sukces w Lądku odniósł między innymi „Mustang” Słowaka Pavla Barabáša, niezwykły film o wyprawie do Nepalu.
- Kamera była cały czas na statywie, a jednak malarskie kadry plus mądry dokument o ginącej cywilizacji sprawiły, że powstało prawdziwe dzieło – podkreśla Piotrowicz, który przez kilka lat organizował festiwal jako dyrektor Centrum Kultury i Rekreacji. To stanowisko piastował do 2002 roku. Potem kilkakrotnie zmieniał pracę, był na przykład wiceburmistrzem miasta. Nadal jednak to on trzymał rękę na pulsie.
- Od 2003 roku przygotowywałem imprezę po godzinach pracy – śmieje się. – Nie wszyscy to doceniali. Padały nawet zarzuty, że za publiczne pieniądze robię festiwal dla znajomych. Zresztą i do pewnego stopnia była to prawda, bo jak zorganizować dobry przegląd filmów górskich, nie opierając się po części na ludziach, których się zna z górskiego środowiska? – pyta retorycznie.
W tym roku ojciec festiwalu chce się jednak swojego dziecka pozbyć.
- Organizatorem jest Centrum Kultury i Rekreacji w Lądku Zdroju – podkreśla. – Ja mogę służyć radą, ale na samej imprezie pojawię się jako widz oraz jako autor książki, którą piszę.
Moje pagóry
Dzieło nie ma jeszcze tytułu. Może będzie się nazywać „Moje pagóry”, a może „Góry i pagóry”:
- Będzie to książka i o Sudetach, i o Himalajach, a przede wszystkim o moim pokoleniu, które w latach 80. i 90. zaczęło jeździć po świecie – zdradza autor.
Patronem Przeglądu Filmów Górskich w Lądku Zdroju jest dziś Andrzej Zawada, ceniony polski himalaista, autor wielu filmów górskich, szef słynnej, polskiej wyprawy, która zimą 1980 roku zdobyła Czomolungmę. Dlatego gościem honorowym imprezy jest teraz wdowa po Andrzeju Zawadzie, znana z serialu „Złotopolscy” aktorka - Anna Milewska. Przyjmowana jest zawsze z należnymi jej honorami. A na pierwszych pięć edycji festiwalu przyjeżdżał sam Andrzej Zawada.
- Pierwszy raz pojawił się w Lądku o piątej rano – wspomina Zbigniew Piotrowicz. – Potem bardzo czynnie się udzielał, był duszą towarzystwa i dobrym organizatorem. Podczas szóstej edycji właśnie w Lądku miał świętować pięćdziesięciolecie swojej działalności górskiej.
Niestety, około miesiąca przed rozpoczęciem festiwalu, Andrzej Zawada przegrał walkę z ciężką chorobą. W jego imieniu pamiątkowe drzewko posadziła w Lądku Anna Milewska, wdowa po himalaiście.
- Było dla mnie oczywiste, że Andrzej, z uwagi na swój górski dorobek i osobiste zaangażowanie w festiwal powinien zostać patronem przeglądu – mówi Piotrowicz. – Anna Milewska wyraziła na to zgodę, a i społeczność Lądka przyjęła patrona dobrze.
W tym roku Andrzej Zawada został zresztą również patronem lądeckiego LO; taka była wola uczniów, rodziców i nauczycieli.
Damy Everestu i sąsiedzi z Czech
Czego możemy się spodziewać w Lądku pod koniec września 2008 roku?
- Chociażby sławnych kobiet – mówi dyrektor Małgorzata Bednarek. – Zaprosiliśmy Damy Everestu, czyli Annę Czerwińską, Martynę Wojciechowską i Agnieszkę Kiela-Pałys.
Owe trzy damy to przedstawicielki różnych pokoleń. Różni je też podejście do życia, ale łączy jedno: wszystkie zdobyły Czomolungmę.
Kolejna nowość to Dzień Czeski. Będą pokazy filmów naszych sąsiadów z południa, czeski poczęstunek i muzyka. Wszystko to dzięki bliskiej współpracy z festiwalem z Teplic nad Metují. Czy te atrakcje wystarczą, żeby ściągnąć do Lądka wszystkich ludzi gór? Na pewno nie.
- Zastanawiałem się, czy nie pojechać do Lądka, ale zrezygnowałem – wyznaje Radosław Łazarz, turysta sudecki i doktor filozofii wrocławskiego uniwersytetu. – Miasteczko nie jest w moim typie. A po górach wolę chodzić niż oglądać o nich filmy.
Czy mimo takich głosów warto przegląd organizować?
- Na pewno tak – nie ma wątpliwości dyrektor Małgorzata Bednarek. – Mój 23-letni syn pracował kiedyś przy festiwalu jako wolontariusz i oglądał filmy o znanych himalaistach. Dziś sam jeździ w Tatry i Alpy. Nasiąkł atmosferą gór. Po części dlatego, że w górach mieszkał, ale po części także dzięki naszemu festiwalowi."

Lądecki festiwal odbędzie się w dniach 25 - 28 bm.
  
Filmy górskie
Forum dyskusyjne -> Obraz i dźwięk -> Kino, Radio i Telewizja

Strona 1 z 1  
  
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  
Kopiowanie i rozpowszechnianie materiałów w całości lub części jest niedozwolone. Wszelkie informacje zawarte w tym miejscu są chronione prawem autorskim.



Forum dyskusyjne Heh.pl © 2002-2010