Forum Dyskusyjne
Zaloguj Rejestracja Szukaj Forum dyskusyjne

Forum dyskusyjne -> Inne -> Obieżyświat -> Indie Idź do strony 1, 2
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu
Re: <J@ger> Indie
PostWysłano: Sobota, 08 Maj 2004, 19:14 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Berger
Sentinel
 
Użytkownik #223
Posty: 5725


[ Osobista Galeria ]




Tak, czy inaczej, palacze będą bulić! lol.gif
Na razie w Indiach.
  
Re: Indie
PostWysłano: Czwartek, 01 Lipca 2004, 09:20 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
sonia
Bywalec
<tt>Bywalec</tt>
 
Użytkownik #1179
Posty: 16


[ Osobista Galeria ]




Witam
cieszę się ogromnie, że znalazłam na forum temat, który ożywił moje wspomnienia.... Chce mi się teraz wykrzyczeć .... Indie, Nepal....podróż mojego życia! Spędziłam tam kiedyś 2 miesiące, zwiedziłam wyżej wymienione miejsca i wiele jeszcze innych. Zakochałam się w kulturze, obyczajach, mimo, ze to kraj pełen kontrastów. A może dlatego? Wrócę tu za jakiś czas i skrobnę coś więcej. Dzisiaj nie mam na to czasu, ponieważ jutro z samego ranka wyjeżdżam do Monachium a pakowanie jeszcze nie zaczęte. :)
Miłych wakacji dla wszystkich
  
Re: <Berger> Indie
PostWysłano: Poniedziałek, 27 Listopada 2006, 20:17 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Berger
Sentinel
 
Użytkownik #223
Posty: 5725


[ Osobista Galeria ]




"INDIE NA LUBONIU"
Gospodarze schroniska PTTK na Luboniu Wielkim w Beskidzie Wyspowym zapraszają na pokaz indyjskich slajdów podróżnika Piotra Milaniaka. Impreza odbędzie się 9 XII 2006, o godz. 18.00. Telefoniczna rezerwacja mile widziana. :)
  
Re: <Berger> Indie
PostWysłano: Wtorek, 09 Stycznia 2007, 18:55 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Berger
Sentinel
 
Użytkownik #223
Posty: 5725


[ Osobista Galeria ]




W poznańskim kinie Muza będzie można obejrzeć autorski cykl pokazów slajdów z Indii i Nepalu autorstwa Katarzyny i Andrzeja Mazurkiewiczów.
Slajdy będą wyświetlane na kinowym ekranie przy pomocy dwóch zsynchronizowanych rzutników (technika diaporamy), towarzyszyć im będzie opowieść autorów i muzyka. Wstęp - po 10 zł.
piątek, 2 lutego, godz. 19.00
NEPAL - PODNIEBNA KRAINA HIMALAJÓW
czwartek, 22 lutego, godz. 19.00
NAMASTE INDIA!
sobota, 3 marca, godz. 17.00
TYBETAŃSKIE POGRANICZE INDII
  
Re: Indie
PostWysłano: Poniedziałek, 18 Października 2010, 18:57 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Berger
Sentinel
 
Użytkownik #223
Posty: 5725


[ Osobista Galeria ]




Berger :
Kumpela poleca też klimatyczną dzielnicę Delhi - Paharandż.


No i wreszcie sam odwiedziłem słynny Paharganj (czyli po polsku byłby to Pahargandż, a nie Paharandż, jak mówiła kumpela).
Z jednej strony to dzielnica strasznie turystyczna, pełna hotelików, restauracyjek, sklepików i backpackersów:
http://en.wikipedia.org/wiki/Paharganj
Z drugiej strony jednak, zarówno tam, jak i w odległej o kilka przystanków metrem dzielnicy Chandni Chowk, czułem się trochę jak na planie amerykańskiego filmu o zniszczonym świecie po III Wojnie Światowej: ruiny domów, handlujący w ruinach ludzie, żebracy, wałęsające się psy, sterty śmieci, smród - wszystko to tworzyło dosyć ponury obraz...
http://en.wikipedia.org/wiki/Chandni_Chowk


Ostatnio zmieniony przez Berger dnia Piątek, 22 Października 2010, 18:42, w całości zmieniany 1 raz
  
Re: <Berger> Indie
PostWysłano: Piątek, 22 Października 2010, 18:36 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Berger
Sentinel
 
Użytkownik #223
Posty: 5725


[ Osobista Galeria ]




Stolica Indii to jednak również nowoczesne New Delhi, gdzie zamiast zaśmieconych zaułków i ruin znajdziemy nowoczesne budowle oraz - sic! - szerokie, wygodne chodniki. Stolica to także mauzoleum Indiry Gandhi, monument India Gate, Czerwony Fort, siedziba Parlamentu, pałac prezydenta oraz gmachy najwyższych urzędów państwowych, cytadela Purana Qila, a także piękne świątynie oraz zespoły świątyń, czy to hinduistyczne, jak Birla Temple i Akshardham Temple, muzułmańskie, jak Qutb Minar i Humayun's Tomb (ten ostatni zespół, jak sama nazwa wskazuje, to przede wszystkim grobowiec władcy), czy wreszcie religii bahá'í, jak Świątynia Lotosu, gdzie wyznawcy bardzo chcieli wręczyć nam ulotkę po polsku, ale skończyło się na informatorze w języku... czeskim. ;)
Wszystkie te punkty możemy "zaliczyć" w ramach turystycznej objazdówki taksówką. My za dziewięciogodzinną wycieczkę zapłaciliśmy w sumie 750 rupii. Do Akshardham Temple i Purana Qila dotarliśmy już kolejnego dnia metrem.
http://en.wikipedia.org/wiki/Red_Fort
http://en.wikipedia.org/wiki/India_Gate
http://en.wikipedia.org/wiki/Akshardham_(Delhi)
http://en.wikipedia.org/wiki/Qutb_Minar
http://en.wikipedia.org/wiki/Purana_Qila,_Delhi
http://en.wikipedia.org/wiki/Lotus_Temple
http://en.wikipedia.org/wiki/Humayun's_Tomb
  
Re: <Berger> Indie
PostWysłano: Poniedziałek, 25 Października 2010, 07:53 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Berger
Sentinel
 
Użytkownik #223
Posty: 5725


[ Osobista Galeria ]




Nie bez kozery wspomniałem wcześniej o szerokich i wygodnych chodnikach w New Delhi, jako że na bardzo wielu ulicach indyjskiej stolicy chodników po prostu nie ma w ogóle, a ruch uliczny to wybuchowa mieszanina pieszych, rowerzystów, motocyklistów, tuk-tuków, konnych, słonnych, samochodów, a także drzemiących, zmęczonych upałem psów i krów. Do tego, jako, że rowerzyści dzwonią, a zmotoryzowani bez przerwy trąbią, panuje wszechobecny hałas. W tym szaleństwie jest jednak metoda, zaś klaksonów nie należy traktować jako elementu tła, gdyż stanowią ostrzeżenie: "Uwaga, jadę, nie czyń gwałtownych ruchów, a najlepiej zrób mi trochę miejsca". Jeśli klakson zlekceważymy, co zdarzało nam się, kiedy już nieco do ich hałasu przywykliśmy, Hindus nas z reguły ominie, ale może się zdarzyć, że zatrzyma się kawałek dalej, wychyli z okna, po czym pouczy nas spokojnym tonem: "You must be more careful". Po początkowym szoku, musiałem przyznać, że tamtejsi kierowcy jeżdżą ostrożniej i bezpieczniej niż Polacy. Po pierwsze - ze względu na tłok i stan nawierzchni - poruszają się wolniej. Po drugie, choć często wymijają się w odległości centymetrów, naprawdę uważają, a przy tym - w przeciwieństwie do polskich kierowców - potrafią prowadzić. Dlatego też w Indiach pieszy może wejść na jezdnię pełną jadących pojazdów i przetrwać bez uszczerbku na ciele. Podobnie krowy czy psy potrafia odpoczywać na środku skrzyżowania, bez specjalnych obaw o swoje bezpieczeństwo. W Polsce zwierzaki byłyby martwe po kilku minutach.
  
Re: <Berger> Indie
PostWysłano: Piątek, 29 Października 2010, 18:19 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Berger
Sentinel
 
Użytkownik #223
Posty: 5725


[ Osobista Galeria ]




Bywało, że nieprzyjemny smrodek delhijskich śmieci ustępował wcale miłemu zapachowi. Oznaczało to albo, że przechodzimy koło sklepiku z przyprawiami, albo że mijamy jedną z licznych tu restauracyjek. Nie będę ukrywał, iż zwiedzanie szlakiem knajpek to był ulubiony mój sposób na odkrywanie Indii. Jeżeli chodzi bowiem o gastronomię, subkontynent ten to prawdziwy raj dla wegetarian i generalnie dla miłośników dobrego jedzenia. Lokale dzielą się na takie, na których dumnie pysznią się napisy "Pure vegetarian" i na pozostałe, gdzie menu dzieli się na część "Veg" oraz "Non veg". Nie wiem, jak smakują dania dla mięsożerców, ale te wegetariańskie są pyszne. Piekielnie ostre, najczęściej przygotowane na bazie soczewicy z dodatkiem warzyw oraz ryżu lub tutejszych placków, takich jak np. chapati. Placki te służą zresztą nie tylko jako dodatek do jedzenia, ale również... sztućce, które drze się na mniejsze kawałki, i którymi nabiera się warzywa, sos lub zupę. Moje hinduskie przeboje kulinarne to samosy (które najlepiej kupować w ulicznych garkuchniach), hot and sour soup, dal masala oraz masala dosa. Ponieważ zaś w Indiach popularna jest również kuchnia Wielkiego, chińskiego Brata, zdarzało mi się jadać także potrawę, zwaną "manchurian", która to nazwa - jak mniemam - oznacza po prostu tyle, co "danie po mandżursku". Smacznego!
  
Re: <Berger> Indie
PostWysłano: Wtorek, 02 Listopada 2010, 18:24 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Berger
Sentinel
 
Użytkownik #223
Posty: 5725


[ Osobista Galeria ]




Ze stolicy Indii pojechaliśmy do Agry. Bilety kupiliśmy na stacji kolejowej New Delhi, w biurze dla cudzoziemców (pierwsze piętro, schody z lewej strony). Pociąg w tamtą stronę był pospieszny i dość luksusowy - poczęstowano nas nawet wegetariańskim śniadaniem. Niezły kontrast z tym, co ujrzeliśmy za oknem; widok ogromnych zwałów śmieci tuż poza granicami z Delhi to był prawdziwy szok!
Przed dworcem w Agrze wzięliśmy tuk-tuka; do Tadż Mahal jest ładnych parę kilometrów, ruch uliczny dość szalony, a chodników tradycyjnie brak. Wstęp do Tadżu - 750 rupii, czyli ok. 50 zł. Jednak warto wybulić - słynne mauzoleum naprawdę robi wrażenie, zarówno swoim ogromem, jak i urodą, a także związaną z nim romantyczną historią:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Tadź_Mahal
http://en.wikipedia.org/wiki/Taj_Mahal
Z Tadżu do Fortu Agra poszliśmy już pieszo, dzielnie ignorując zarówno morderczy upał, jak i upierdliwe nagabywania rikszarzy oraz kierowców tuk-tuków. Fort nie jest może taki ładny jak mauzoleum, ale również i on ma swój urok:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Czerwony_Fort_(Agra)
http://en.wikipedia.org/wiki/Agra_Fort
Tym razem jednak zwiedzało nam już się gorzej, jako że słońce nie zamierzało odpuścić i wciąż grzało mocno i równo niczym martenowski piec. W drodze powrotnej złapaliśmy więc rikszę. Niestety, rikszarz najpierw próbował nas zawieźć na bazar, potem nie dał rady podjechać pod górkę, wreszcie zatrzymał się w połowie drogi do centrum miasteczka, jął narzekać na ciężką pracę i poprosił o wyższą zapłatę niż się na początku umawialiśmy. W dalszą drogę udaliśmy się więc znów pieszo. Na śródmiejskich uliczkach po raz pierwszy mogliśmy podziwiać święte krowy - z Delhi wywieziono je w związku z trwającą Olimpiadą Brytyjskiej Wspólnoty Narodów. Agra jest równie zrujnowana i zaśmiecona co Chandni Chowk czy Paharganj, ale chyba jeszcze bardziej turystyczna niż druga z tych stołecznych dzielnic. Właściwie co krok można znaleźć jakąś knajpkę. Połowa z tych restauracyjek jest wegetariańska, a spora ich część może się pochwalić widokowymi tarasami na dachach. Że z tych tarasików widać świat niczym po wojnie nuklearnej, to zupełnie inna sprawa, żeby być jednak sprawiedliwym, trzeba przyznać, że "agrarni" karmią smacznie. :)
Na pociąg powrotny czekaliśmy dość długo, dzięki czemu mogliśmy podziwiać harce zamieszkujących dworzec małp. Sam pociąg był już niestety nieco gorszej klasy - przypominał trochę ukraińskie kuszetki. Posiłku tym razem nie dawali, jeśli jednak ktoś był głodny, bez problemu mógł coś kupić od jednego z wielu handlarzy, którzy wdzierali się do wagonu dosłownie na każdej stacji.
  
Re: <Berger> Indie
PostWysłano: Poniedziałek, 10 Stycznia 2011, 16:52 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Berger
Sentinel
 
Użytkownik #223
Posty: 5725


[ Osobista Galeria ]




Po powrocie z Agry na Paharganj, przekimaliśmy kilka godzin, po czym polecieliśmy do Madrasu. Poniżej sfabularyzowana wersja naszej podróży:

"W samolocie do Madrasu Rajesh czytał gazetę w języku hindi. Jak się można było domyśleć po fotografiach, strony sportowe.
- Jakieś newsy? – zagadnął go Złotowski.
- Owszem, Indie zdobyły kolejne medale na igrzyskach, na przykład...
- A co tam panie w polityce? – Marek najwyraźniej nie interesował się sportem.
Hindus bez entuzjazmu obrócił kilka kartek i przejrzał nagłówki:
- Obama wkrótce przyleci do Indii, Pakistan nadal zmaga się ze skutkami powodzi, tubylcy na Andamanach... – przerwał nagle. – A niech to, Jarawa zastrzeli z łuków kolejnych kilku kłusowników! – wykrzyknął.
Ciszę, jaka zapadła na chwilę po tych słowach, przerwała dopiero Joanna:
- Jejku, a myślałam, że to się zdarza stosunkowo rzadko – powiedziała zdziwiona.
- Owszem – przytaknął Złotowski – ale już w przeszłości członkowie plemienia kilkakrotnie wywoływali powstania, niezadowoleni zarówno z budowy asfaltowej drogi przez dżunglę, jak i wybijania przez przybyszów stad dzikich świń.
- Trudno się dziwić, te zwierzęta stanowiły podstawę ich wyżywienia – wtrąciła Yuki.
- Obcy wkraczają na ich tereny, to się i bronią – flegmatycznie podsumował Stepan. – Bez nerwów, zanim pokonamy Zatokę Bengalską, sytuacja się na pewno wyjaśni – uspokajał.
- Zatokę Bengalską? – zainteresował się Przemek. – Myślałem, że wyspy znajdują się na Morzu Andamańskim... – powiedział.
- I dobrze myślałeś – Asia dotknęła jego ramienia. – Morze Andamańskie to akwen, którego granicę wyznaczają zarówno nasz archipelag, jak i Półwysep Indochiński. Natomiast Zatoka Bengalska rozlewa swe wody pomiędzy subkontynentem indyjskim a Wyspami Andamańskimi.
- Jutro zresztą będziemy nad tą zatoką lecieć, będziesz więc miał okazję obejrzeć ją na własne oczy – uśmiechnął się do syna Marek.
- A na razie pod nami Chennai – przerwał im tę pogawędkę Rajesh.
- Słucham? – Przemysław znów wyglądał na lekko zdziwionego.
- Tak Hindusi nazywają Madras – wytłumaczyła chłopakowi Joasia.
***
Kiedy tylko stanęli na płycie lotniska, nastolatek odetchnął pełną piersią:
- Nadal gorąco, ale klimat jakiś inny – skonstatował.
- Prawdopodobnie powietrze mniej zanieczyszczone – odgadł Złotowski. – No i na pewno wilgotniejsze – dodał.
- Chennai to ważny ośrodek gospodarczy, ale jednak sporo mniejszy od Delhi – dodał Rajesh. – Aglomeracja stołeczna to 18 mln mieszkańców, a tu mieszka „zaledwie” siedem milionów - sprecyzował.
- Mniej ich, ale za to mają jakby ciemniejszą skórę – zauważył Przemek, rozglądając się po terminalu, do którego właśnie wkroczyli.
- Trafne spostrzeżenie – pochwalił syna Marek. – Madras to stolica stanu Tamil Nadu, zamieszkałego, jak sama nazwa wskazuje, przez Tamilów. Tamilowie zaś należą do ludów drawidyjskich, w przeszłości częściowo podbitych, a częściowo wypartych na południe przez indoeuropejskich Ariów. Dziś zamieszkują zarówno południe Indii, jak i Cejlon, gdzie do niedawna walczyli z rządzącymi Syngalezami o własne państwo...
- A Ariowie? –przerwał mu chłopak.
- Abrakadabra, czary mary, jednego z nich masz przed sobą – ukłonił mu się uprzejmie Rajesh.
Wyszli z budynku lotniska i szybko znaleźli kasę taksówkową. Zapłacili, a następnie z trudem upakowali się w szóstkę w jednej taksówce. Na szczęście leciwa limuzyna do najmniejszych nie należała. Koło deski rozdzielczej przyklejone były święte obrazki z wizerunkami hinduskich bóstw.
- Broadlands Hotel, please – polecił Złotowski, a następnie zwrócił się do syna: - Jak wiesz, północ Indii przez długi czas znajdowała się pod panowaniem muzułmanów. Natomiast południe było i do dziś pozostało prawdziwym bastionem hinduizmu.
Ledwie ruszyli, lunął deszcz. Ponieważ wycieraczki nie działały, kierowca co chwilę wychylał się przez okno i przecierał szybę szmatą. Pomimo to widoczność była i tak kiepska. Na szczęście zarówno ich taksówka, jak i wszystkie inne pojazdy dookoła przemieszczały się dość powoli.
- Tamilowie mają chyba inny alfabet ? – zapytał Przemysław, z zaciekawieniem studiując szyldy na mijanych budynkach.
- Jesteś naprawdę spostrzegawczy! – Marek znów pochwalił syna. – Język tamilski jest zupełnie inny niż hindi; należy w końcu do grupy drawidyjskiej, a nie indoeuropejskiej – przypomniał.
- Hm, trzeba będzie się więc poduczyć obydwu – zdecydował młodzieniec.
- A do tego może jeszcze bengalskiego, kannada, tulu i wielu, wielu innych? – zakpił Hindus. – Mieszkańcy naszego kraju mówią w sumie w kilkuset językach – wyjaśnił.
- Dużo, kurka! – złapał się za głowę Przemek. – Kiedyś myślałem, że wszyscy mówicie w sanskrycie – zaśmiał się. – A to przecież martwy język, jak łacina...
- Nie do końca – zaprzeczyła Asia, kładąc chłopakowi dłoń na kolanie. – Istotnie, przede wszystkim używany jest w czasie rytuałów religijnych, jak wspomniana przez ciebie łacina czy też starocerkiewnosłowiański, jednak kilka tysięcy osób wciąż posługuje się sanskrytem na co dzień...
- Broadlands Hotel – przerwał im rozmowę kierowca, z trudem parkując w wąskim zaułku.
W tym samym momencie ulewa skończyła się równie nagle, jak się zaczęła.
  
Re: <Berger> Indie
PostWysłano: Poniedziałek, 10 Stycznia 2011, 16:55 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Berger
Sentinel
 
Użytkownik #223
Posty: 5725


[ Osobista Galeria ]




***
Hotelik okazał się prawdziwym labiryntem korytarzy i wewnętrznych dziedzińców. Kiedy w końcu dotarli do swoich pokojów, przede wszystkim rozwiesili nad łóżkami moskitiery i spryskali się środkami przeciw owadom.
- Klimat jest ciepły i wilgotny, więc mogą być komary – ostrzegł Złotowski.
Większość uczestników wyprawy postanowiła trochę wypocząć, jednak Joanna i Przemysław pragnęli jak najszybciej rozpocząć zwiedzanie miasta.
- Idźcie, tylko się nie zgubcie – poprosił Marek. – I pamiętajcie, że zmrok w tropikach zapada szybko – przypomniał.
- Wiem, studiuję przecież geografię – roześmiała się dziewczyna. – Na szczęście jesteśmy w dużym mieście, do tego hinduskim, więc egipskich ciemności chyba nie powinniśmy się spodziewać – wyraziła nadzieję.
Zaułek, przy którym usytuowany był hotel, doprowadził ich do ruchliwej, handlowej uliczki. W licznych sklepikach i na straganach sprzedawano głównie dziesiątki gatunków owoców i warzyw. Uliczne garkuchnie pachniały intensywnie orientalnymi przyprawami. Auta, tuk-tuki, motocykle, rowery i piesi tworzyli jedną, gęstą ciżbę. Sporo mężczyzn paradowało w czymś w rodzaju krótkich spódniczek z białego materiału.
- Sporo tu transwestytów – zażartował Przemek. – A może to Szkoci? – zaśmiał się.
- „Spódnice” popularne są wśród mężczyzn nie tylko w Szkocji, ale i w południowej Azji – wytłumaczyła mu Asia. – Tyle, że tutaj nie nazywa się ich kiltami, ale – w zależności od regionu – dhoti, lungi lub sarongami – kontynuowała wyjaśnienia.
- Bardzo dużo wiesz, prawie jak mój ojciec – spojrzał na nią z uznaniem.
- Cóż, on dużo podróżuje, a ja pilnie studiuję... cuda tego świata – uśmiechnęła się doń.
- Cudów w Indiach faktycznie nie brakuje, ale trochę mi przeszkadza ten brak chodników – poskarżył się chłopak, omijając śpiącego psa i przeskakując nad małą kałużą, a następnie nad kupką gnijących resztek roślinnych. – Pomogę ci – wyciągnął rękę do Joasi.
Uśmiechnęła się z wdzięcznością i przyjęła pomocną dłoń. Trzymając się za ręce doszli do szerokiej, dwupasmowej ulicy, która nawet byłaby reprezentacyjna, gdyby nie to, że nadal trzeba było kroczyć poboczem, uważając na przejeżdżające samochody i autobusy. Kiedy dotarli do wielopiętrowego gmachu, mieszczącego, jak głosił napis nad wejściem, centrum handlowe, oboje odetchnęli z ulgą.
- Wejdźmy, stęskniłam się już trochę za europejskością – zaproponowała dziewczyna. – Poza tym z pewnością będą tu jakieś bary lub restauracje, a czas najwyższy na obiad!
- Wygląda tu trochę, jak w naszym „Forum”, może jest nawet Multikino – zażartował Przemysław, kiedy już weszli do środka. – Faktycznie, to prawie Zachód!
Ruszyli jedną z alejek, po obu stronach mając sklepiki z ciuchami, tkaninami i biżuterią. Na ich widok ciemnoskórzy kupcy wychodzili na zewnątrz, gestami i krzykami zachęcając młodych, by weszli do środka.
- France? – krzyknął jeden z handlowców, chwytając dziewczynę za rękaw.
- Poland – odmruknęła, wywijając mu się zręcznie. – „Prawie” czyni jednak różnicę – powiedziała do Przemka.
Oboje się ucieszyli, kiedy w końcu dotarli do sektora z knajpkami. Weszli do jednej z nich i usiedli przy jedynym wolnym stoliku. Zaraz podbiegł kelner, podając im karty. Kiedy złożyli zamówienia i coraz bardziej niecierpliwie czekali na obiad, w drzwiach pojawił się siwowłosy mężczyzna w czarnych okularach. Towarzyszyła mu nastoletnia dziewczyna w barwnym sari, która uważnie rozejrzała się po pomieszczeniu. Kiedy wzrok jej spoczął na Joannie i Przemku, powiedziała coś po cichu do swego towarzysza. Po chwili oboje ruszyli w kierunku naszych bohaterów. Nastolatka podtrzymywała swojego towarzysza i pomagała mu omijać kolejne stoliki.
- Excuse me, are these seats free? – zapytał grzecznie niewidomy, kiedy już dotarli na miejsce. – W przeciwieństwie do wielu tubylców mówił po angielsku bardzo płynnie i – co najważniejsze - wyraźnie.
- Yes, sit down – zaprosiła ich gestem Joasia.
Kiedy siedli, kelner akurat przyniósł półmiski ze strawą. Na widok nowych gości cofnął się na chwilę, by podać im menu. Złożyli zamówienie bez zbędnego wgłębiania się w kartę.
- Where have you come from? – zainteresowała się dziewczyna w sari, patrząc z zaciekawieniem na oboje Polaków.
- From Poland – odparł Przemysław, przyglądając się jej z przyjemnością. Stwierdził, że ani barwą skóry, ani opadających na ramiona włosów nie różni się tak bardzo od jego towarzyszki, jednak oczy miała nie błękitne, lecz brązowe.
- Oh! – ożywił się tymczasem mężczyzna. – Poland was a communist state, wasn’t it?
- Yes, but twenty years ago – poinformował go nastolatek. – I don’t remember communism at all, because I am too young – wyjaśnił.
- Is your country democratic now? – okazała zaciekawienie młoda Hinduska, nabierając kawałkiem placka porcję soczewicy z talerza, który właśnie postawił przed nią kelner.
- Yes, of course – potwierdziła Asia. – Are you Tamils? – zapytała.
- We live in Bangalore and we speak Kannada – wyjaśnił jej siwowłosy.
- So you are Canadians – zażartował Przemek.
Oboje skwitowali dowcip skinieniem głowy, po czym nastolatka zainteresowała się, jak też obojgu przybyszom podoba się jej kraj.
- India is really incredible – uśmiechnęła się do niej Joanna. – And Indian food is probably the best of the world – dodała szczerze, wyjadając resztkę ryżu ze swojego półmiska.
- Where do you go? – zapytał Hindus.
- Tomorrow morning we’ll fly to Port Blair on Andaman Islands – odpowiedział mu Polak.
- Really? – zdziwił się tamten. – In the morning my daughter will fly to Port Blair too – poinformował, otaczając ramieniem dziewczynę w sari.
- Yes, I would like to visit my aunt in Mayabunder - nastolatka uśmiechnęła się do Przemka. – So see you tomorrow, my Polish friends – podała mu swą smagłą dłoń.
***
Do hoteliku wracali już po ciemku. Pomimo, że wcześniej naprawdę starali się zapamiętać drogę, trochę błądzili, nim znaleźli znajomą uliczkę handlową. Stragany i garkuchnie działały nadal, jednak na nielicznych odcinkach chodnika rozłożone były stare koce, na których spały dzieci i... psy.
- To pewnie potomstwo i inwentarz handlowców – wyraziła przypuszczenie Asia.
- Nie mają domów? – zdziwił się chłopak.
Wzruszyła tylko ramionami:
- To są Indie – odparła, jakby to wszystko wyjaśniało.
Skręcili w zaułek, przy którym znajdował się ich hotelik. Kiedy przez chwilę zastanawiali się, w jaki sposób obejść szeroko rozlaną kałużę, zbliżył się do nich jakiś młody mężczyzna:
- Hashish? – mruknął pytająco.
- No, thanks – odpowiedziała Joanna i czym prędzej pociągnęła Przemka za rękę. – W żadnym razie nie kupuj nic od dilerów, a nawet nie wdawaj się z nimi w negocjacje handlowe – przestrzegła surowo swojego towarzysza.
- Ależ dlaczego? – zaoponował, chcąc się z nią troszkę podroczyć. – Wszak porozmawiać zawsze można, a haszysz jest przecież mniej szkodliwy od papierosów...
- To nie ma znaczenia – nie dała mu dokończyć. – W hotelu widziałam napis ostrzegający, że narkotyki nie są tam mile widziane, a ten młodzian mógł być policyjnym prowokatorem – zmarszczyła brwi.
- Żartuję tylko – uspokoił ją. – Ojciec mi już wcześniej wszystko wytłumaczył – dodał.
- No to świetnie – ucieszyła się. - Biegnij teraz szybko do swojego pokoju i kładź się spać – dorzuciła, bo wkroczyli właśnie do hotelowej recepcji. – Nie mitręż, bo czasu na sen mamy niewiele – przypomniała, po czym wspięła się na palce i pocałowała go na pożegnanie w policzek."
  
Indie
Forum dyskusyjne -> Inne -> Obieżyświat

Strona 2 z 2  
  
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  
Kopiowanie i rozpowszechnianie materiałów w całości lub części jest niedozwolone. Wszelkie informacje zawarte w tym miejscu są chronione prawem autorskim.



Forum dyskusyjne Heh.pl © 2002-2010