Forum Dyskusyjne
Zaloguj Rejestracja Szukaj Forum dyskusyjne

Forum dyskusyjne -> Inne -> Perełki w Sieci -> Piękny zakątek...
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu
Piękny zakątek...
PostWysłano: Piątek, 22 Października 2004, 10:30 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
emira
Bywalec
<tt>Bywalec</tt>
 
Użytkownik #1271
Posty: 13


[ Osobista Galeria ]




http://www.kulisy.pl/appS/a/tekst.jsp?place=zw_kulisy_list_articles&ne ws_cat_id=2003&news_id=50348

Cytat:
Nieczyści

Co tu ma boleć? - starzec prycha pogardliwie i dotyka kulą odklejającej się skóry. - Wszystko bez czucia. Tak odpadam kawałek po kawałku. Jakojedyni dziennikarze nocowaliśmyw barakach trędowatych - ostatniej ichwiosce w Europie.
Słyszałeś o kolonii trędowatych? - pytamy kierowcę taksówki w miejscowości Luncavita, w Rumunii. Mężczyzna patrzy na nas z popłochem i po chwili wahania odpowiada: - Tak. - Zawieziesz nas? - Nie, nie.

Ale za zakrętem podjeżdża do nas inny taksówkarz. - Ja pojadę. Za milion lei. Sto złotych to dużo jak na rumuńskie warunki, ale zgadzamy się. Jedziemy wzdłuż delty Dunaju. Ten zabagniony obszar, pełen jezior jest siedliskiem trzystu gatunków ptaków. Cud przyrody. Tuż obok delty znajduje się miejsce zapomniane przez ludzi. Samochód zatrzymuje się w polu przy żwirowej drodze.- Dalej pójdziecie pieszo - kierowca wskazuje rękąkierunek.

Po kilkuset metrach drogę zabiega nam stado bezdomnych psów. Towarzyszą siedzącemu na ziemi mężczyźnie ze zniekształconą przez trąd twarzą. Niedowidzi, ale macha ręką. - Idźcie dalej!

Dolina Trędowatych

Psy odprowadzają nas do bramy kolonii, na której dumnie powiewa rumuńska flaga. Furtka jest otwarta. Bez przeszkód wchodzimy do środka, mijamy duży, biały dom. Zza kępy krzewów i drzew wyłania się kolonia niskich budynków. Panuje tu cisza, a cała dolina sprawia wrażenie opuszczonej. Dziś oprócz grupy trędowatych żyje w Tichilesti jeszcze ich opiekun - doktor Vasilu Razwan. Właśnie on wychodzi nam na spotkanie z białego domu. Jest przystojnym, czterdziestoletnim mężczyzną, podobnym do Marlona Brando. Jego willi tuż przy bramie pilnuje groźny pies bokser. Lekarz dba o wygląd, na zaczesanych do tyłu włosach lśni gruba warstwa brylantyny. Wokół unosi się ostry zapach wody kolońskiej. Razwan prowadzi nas na maleńki kwadratowy plac otoczony świeżo odmalowanymi budynkami. - Odnowione z funduszy Unii Europejskiej - mówi z dumą.

Tylko siedzący pod ścianą pobielanego budynku trędowaci nie pasują do tego idyllicznego obrazka. Razwan ubrany w dres i narzucony na niego biały szlafrok tworzy niezwykły kontrast z grupą kalek odzianych w stare łachmany. Lekarz nosi białe skarpetki z paskami adidasa, a oni pożółkłe bandaże. Po śmierci Ceausescu, gdy rozstrzelano dyktatora, po Rumunii gruchnęła wieść, że trędowaci wezmą jego rzeczy. Miały być jedwabne marynarki na lato, a na zimę wełniane płaszcze. - O, takie nam dali - mówi jeden z chorych i pokazuje dziurawą kamizelkę. - To są moi przyjaciele. Prawie rodzina - mówi doktor i podaje rękę trzem mężczyznom, zaskoczonym jego wylewnością.

- Nasz burmistrz Cristache Tatulea - Razwan przedstawia pierwszego z brzegu. Mężczyzna w kapeluszu jest ubrany najlepiej ze wszystkich. Nie widzi na lewe oko i ma wyraźną ranę na dolnej powiece. Wyciąga do nas rękę na przywitanie. Widząc nasze wahanie, Razwan zapewnia, że nie ma się czego obawiać. - Trąd to jedna z najstarszych znanych ludzkości chorób. Można się nią zarazić nie tylko przez dotyk, ale również wdychając kurz, w którym są prątki, czyli drogą kropelkową. Jednak zaraża się tylko trzy procent osób kontaktujących się z czynnym trądem. Leczenie trwa kilka lat. Ale nasi chorzy są już pozbawieni prątków. Nie musicie się bać.

Ale lęku przed chorobą trudno się wyzbyć. W końcu wspomina o niej nawet Biblia w Księdze Kapłańskiej: "Trędowaty, który podlega tej chorobie, będzie miał rozerwane szaty, włosy w nieładzie, brodę zasłoniętą i będzie wołać: Nieczysty, nieczysty. Przez cały czas trwania tej choroby będzie nieczysty. Będzie mieszkał w odosobnieniu. Jego mieszkanie będzie poza obozem".

Tatulea nie ma zniekształconych dłoni. Jednak stojący obok, opierający się na kulach mężczyzna, zamiast dłoni ma bezkształtne kikuty. - Kripiak Inarion - przedstawia się. Niezgrabnie ściskamy dłoń bez palców. Kripiak nosi pomarańczowe okulary, zakrywające połowę twarzy. Gdy zdejmuje je na chwilę, aby przetrzeć szkła, okazuje się, że prawie nie ma oczu. Pokryte są dziwnymi naroślami. Trzeci z trędowatych jest młody. To Jopa Lucian. U niego trąd zatrzymał się we wczesnym stadium. Chłopiec ma jedynie zabandażowaną prawą rękę. Do przywitania podaje lewą.

Mężczyźni są ciekawi skąd i po co przyjechaliśmy. - Z Polski? - dziwi się Kripiak. - Specjalnie do nas, no, no. To pomóżcie nam i napiszcie, żeby przysłali wagon kartoszki. Dla leprów - mówi po rosyjsku.

Wino i ser

Naszym przewodnikiem po wiosce jest Tatulea, który spędził tu 57 lat. To nieformalny burmistrz i rzecznik prasowy osady. Prowadzi nas do swojego domu i opowiada o kolonii. Założyli ją w 1877 roku baptyści. Podczas pierwszej wojny światowej wymordowano wszystkich chorych z wyjątkiem jednej dziewczynki, która zdołała skryć się w lesie. W 1928 roku zaczęto osadzać ich tutaj ponownie. Po II wojnie światowej miejsce to na dobrą sprawę nie istniało w świadomości Rumunów. Komunistyczne władze odizolowały chorych, pozbawiając ich kontaktu ze światem. Do Tichilesti nikomu nie wolno było przyjeżdżać. Nikt o nim nie słyszał, nie było żadnych zdjęć. O tym, że w Rumunii jest trąd, powiedziano oficjalnie dopiero po upadku reżimu Ceausescu.

Dom Tatulei leży na zboczu doliny. Ledwie mijamy białe fasady domów wyremontowanych przez UE, a zmienia się perspektywa. Za budynkiem szpitala znajduje się śmietnisko. Leżą tu zgniłe kartofle, opakowania po lekach, wata i poplamione bandaże. Dwa głodne bezpańskie psy, których jest w Tichilesti więcej niż ludzi, wykopują coś z ziemi, zawzięcie warcząc.

- Chodźcie - woła Tatulea. Chce pochwalić się domem. - Sam go zbudowałem i pomagałem przy reszcie - mówi, mając na myśli białe baraki na "rynku". Wnętrze domu wygląda jak typowa wiejska chata w Rumunii. Dwa pokoje i duże łóżko, a nad nim święte obrazki i mnóstwo rodzinnych fotografii. Nasz niepokój budzi wino, które gospodarz stawia na stoliku. Tatulea wyciąga brudną plastikową butelkę po coca-coli i nalewa trochę trunku. Alkohol ma smak zepsutego kompotu z dodatkiem spirytusu. Produkowany jest z winogron z plantacji za domem na zboczach doliny. Wino robią tu wszyscy i ze wszystkiego, a przynajmniej połowa mężczyzn jest nieustannie pijana.

Widząc nasze wahanie, Tatulea mówi: - Dobre. Jonathan Scheele, ambasador Unii w Bukareszcie pił je ze mną, gdy tu przyjechał skontrolować, jak wydano 330 tysięcy euro. Połowę pieniędzy skradziono, a nam rzucono resztki, żeby Unia się nie czepiała - żali się i dodaje: - Ale wszędzie kradną. U was też?- Też - przyznajemy zgodnie.

Cristache Tatulea ma 71 lat. Opowiada nam, jak uciekł z osady w 1948 roku. Zaczęła się wiosna. 50 kilometrów, jakie dzieliły Tichilesti od Mahmudii, gdzie znajdował się jego rodzinny dom, pokonał w jeden dzień. Szedł po bagnach, omijając wsie i ludzi. Bał się. Na jego twarzy znać już było oznaki choroby. A w osadzie trędowatych krążyły opowieści o miejscowych chłopach, którzy krwawo rozprawiali się z kalekami.Cristache do dziś pamięta, kiedy zachorował. Miał 14 lat. Najpierw wyrosła mu dziwna narośl w nosie i zaczęły się kłopoty z oddychaniem i mówieniem. Po kilku miesiącach na policzki i czoło wystąpiły czarne plamy. Zaczęły się powiększać, aż pewnego dnia nauczyciel powiedział: - Cristache, nie przychodź już do szkoły. Wyglądasz jak śmierć. Dzieci boją się ciebie. Rodzice zabrali go do lekarza. Diagnoza była bezlitosna - trąd.

Do domu już nie wrócił. Wprost ze szpitala sanitariusze zabrali go do kolonii trędowatych w Tichilesti. Cristache wierzył, że jedzie tylko na chwilę. - To tylko kwarantanna - przekonywali lekarze. A w Tichilesti spotkał takich jak on. Wtedy, na początku lat 50., tę maleńką dolinę zamieszkiwało około dwustu osób. Koczowali po pięciu w maleńkich pokojach w barakach. Były kilkuletnie dzieci odebrane rodzicom, dorośli i starcy. Zdarzały się gwałty i kradzieże. Cristache wytrzymał rok. Wreszcie, stęskniony za rodziną, uciekł.

Gdy dotarł do domu w Mahmudii, czekała już na niego policja. W kajdankach zabrali go z powrotem do Doliny Trędowatych. - Spędziłem tu 57 lat. Podczas ucieczki po raz ostatni widziałem ojca - wspomina Cristache. Kwaśne wino rozgrzewa nas. Pytam, czy to prawda, że trędowaci mają wzmożony popęd seksualny. Krążą legendy o koloniach trędowatych w slumsach Kalkuty, gdzie chorzy nieustannie uprawiają seks. Tatulea przyznaje, że to prawda. - Może to wpływ strachu, lub tego, że jesteśmy tu stłoczeni wszyscy razem. Nienawidzimy się i kochamy - mówi. - Ponoć leki na trąd mają działanie podobne do afrodyzjaków. Tę noc spędzamy w domu "burmistrza". Pokój pachnie chemikaliami, które wylał, abyśmy czuli się bezpieczniej. - Jesteście pierwszymi dziennikarzami, którzy zgodzili się tu spać. Nawet urzędnicy wracają do hotelu do Tulczy albo śpią u Razwana - rzuca nasz gospodarz.

Domka, moja Domka

Ionna Misku ma 73 lata i mieszka w Dolinie Trędowatych od 1941 roku. Ma ledwie 140 centymetrów wzrostu. Porusza się z trudem, bo nie ma palców. Musi pracować, skopać ogródek, zamieść izbę, ugotować coś do jedzenia. Mieszkańcy Tichilesti dożywiają się sami, bo posiłki oferowane przez rząd nie wystarczają. Ale Ionna jest szczęśliwa. Ma córkę, która urodziła się z małżeństwa z innym trędowatym. - Ten dom dano mi, kiedy byłam w ciąży - mówi. Pozostali na ogół mieszkają w zatęchłych izbach, gdzie mieści się zaledwie łóżko i krzesło, a przez maleńkie okna dociera niewiele światła.

Ionna urodziła dziecko w dobrym momencie. Bywały lata, że niemowlęta odbierano trędowatym matkom i przeznaczano do adopcji. Ionna miała szczęście - pozwolono jej zachować córkę. Dominika żyła w Tichilesti 13 lat. Dopiero wtedy zabrano ją do Tulczy. Dziś 42-letnia córka co tydzień odwiedza matkę. - Domka, moja Domka - Ionna pokazuje zdjęcia.

Przedstawicielem młodego pokolenia z chorobą Hansena jest Jopa Lucian. To jedna z "sierot Ceausescu". Dzieci rodzonych na życzenie dyktatora, a potem masowo oddawanych do sierocińców. - Trafiłem tu w 1989 roku. Początki choroby dostrzegł wychowawca. Na rękach pojawiły się plamy. Lekarz wziął igłę i mnie ukłuł. Potem wbił ją całą. Powiedział przerażony, że to trąd.

- On tu zostanie na zawsze - mówi o Jopie Tatulea. - Jak wszyscy. Nie ma zawodu, pracy. Dostaje jedzenie i 200 lei na papierosy (20 groszy). Dokąd ma pójść? W Tulczy nie chcieli go do pracy, bo jest trędowaty. Teraz może tylko pić z nami, jak wszyscy. A wiadomo, że alkohol w nadmiarze budzi chorobę z uśpienia. Zdarza się też, że pijany trędowaty zamarza zimą albo psy go gryzą.

W południe wszyscy chorzy idą na zmianę opatrunku. Ustawiają się w kolejce przed gabinetem lekarskim. Pielęgniarka Donna Kamelia, ubrana w biały szlafrok frotte, identyczny jak Razwana, woła ich pojedynczo. Pierwszy na krześle siada Kripiak. Z rozwiniętych bandaży wyglądają opuchnięte stopy z dziurami wielkości pięści i martwa skóra. W gabinecie odór psującego się ciała miesza się z zapachem lekarstw. - Boli? - pytam, wskazując na rany. Stojący w kolejce wybuchają śmiechem. - Co ma boleć? - prycha Kripiak i dotyka kulą odklejającego się kawałka skóry.

- Wszystko bez czucia. Odpadam kawałek po kawałku. Tego dnia umiera jedna trędowata. W Tichilesti po jej śmierci jest już tylko 21 chorych. Vasilu Razwan urządza stypę w klubie (sala telewizyjna finansowana przez Unię). Siadamy na miękkich fotelach, kupionych za pieniądze Brukseli. Dostajemy do ręki malutką świeczkę, kubek wina, rogala, ćwiartkę jabłka i jakąś słodką papkę. Razwan jest ponury, nie je i nie pije.

- Tylko czeka, żebyśmy umarli - komentuje sarkastycznie siedząca obok mnie kobieta, która wygląda na zdrową. - Czy w Polsce są baptyści? - zagaduje i przedstawia się: Eufimia Dumitru. - Przyjdźcie jutro do kaplicy. Tylko Bóg troszczy się o trędowatych.

Do was też dojdzie

- Byłam najmłodszym dzieckiem rodziców - opowiada 60-letnia Eufimia. - Miałam 10 lat, gdy lekarz dał mi skierowanie na leczenie w Tichilesti. Tata mnie tutaj przywiózł. Dawali leki. Smakowały jak nafta. Wielu ich nie brało i wolało śmierć. Na wzgórzu są ich groby. Ja bardzo chciałam wrócić. Łykałam lekarstwa i modliłam się do Boga. Zobacz, nie mam nawet śladu po trądzie.

Dumitru podnosi rękaw i pokazuje czystą skórę. - Ale i tak nie wróciłam do domu. Nie wolno było. Potem, gdy pozwolili, to już nie było dokąd wracać. Kiedyś nas wygnali. Przyszedł lekarz i powiedział: Jesteście zdrowi. Idźcie sobie. Ale doszliśmy tylko do skraju doliny. Po tylu latach nie ma już przecież dokąd iść.

Chorzy uważają, że trąd wciąż się rozprzestrzenia. - Przyszedł z Rosji i tam wróci - ostrzega Eufimia.- W Rumunii ciągle jest. Wystarczy pójść pod kościół w Braile. Zobaczysz tam żebrzących chorych. Do was też dojdzie, bo przecież do Polski też jeżdżą na żebry. Rzeczywiście, pod świątyniami w Rumunii spotykaliśmy ludzi z oznakami kalectwa. Zazwyczaj mężczyzn bez dłoni, stóp, ze zniekształconymi twarzami. Ale Vasilu Razwan jest optymistą. - Trądu w Rumunii już nie ma, a nasz ośrodek wkrótce zostanie przerobiony na dom starców. Już teraz za środki z Unii zbudowaliśmy nowe pomieszczenia. To dla przyszłych pacjentów doliny.

Razwan nie ukrywa, że na przeszkodzie jego biznesu stoją trędowaci. - W końcu kto by chciał spędzić resztę życia wśród takich chorych? A miejsce jest piękne. Wyposażenie medyczne świetne - mówi rozmarzony.

Odjeżdżamy. Na placu stoi kilku chorych. Gdy machają nam na pożegnanie dłońmi bez palców, kaplica baptystów zanosi się głośną modlitwą: Nie jesteśmy nic winni, pobłogosław nam Panie.

Data: 22.10.2004


Konrad Piskała

  
Re: <emira> Piękny zakątek...
PostWysłano: Sobota, 23 Października 2004, 00:46 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Berger
Sentinel
 
Użytkownik #223
Posty: 5725


[ Osobista Galeria ]




Mocny reportaż.
  
Re: <Berger> Piękny zakątek...
PostWysłano: Sobota, 23 Października 2004, 20:27 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
emira
Bywalec
<tt>Bywalec</tt>
 
Użytkownik #1271
Posty: 13


[ Osobista Galeria ]




Nom, mocny, mnie poruszył.
  
Re: <Berger> Piękny zakątek...
PostWysłano: Sobota, 23 Października 2004, 20:29 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
emira
Bywalec
<tt>Bywalec</tt>
 
Użytkownik #1271
Posty: 13


[ Osobista Galeria ]




Nom, mocny, mnie poruszył.
  
Re: <Berger> Piękny zakątek...
PostWysłano: Sobota, 23 Października 2004, 20:36 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
emira
Bywalec
<tt>Bywalec</tt>
 
Użytkownik #1271
Posty: 13


[ Osobista Galeria ]




Nom, mocny, mnie poruszył.
  
Piękny zakątek...
Forum dyskusyjne -> Inne -> Perełki w Sieci

Strona 1 z 1  
  
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  
Sala na wynajem sala szkoleniowa kraków Kraków
Kopiowanie i rozpowszechnianie materiałów w całości lub części jest niedozwolone. Wszelkie informacje zawarte w tym miejscu są chronione prawem autorskim.



Forum dyskusyjne Heh.pl © 2002-2010