Forum Dyskusyjne
Zaloguj Rejestracja Szukaj Forum dyskusyjne

Forum dyskusyjne -> Obraz i dźwięk -> Tool/A Perfect Circle -> Recenje - Tool - "Lateralus"
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu
Recenje - Tool - "Lateralus"
PostWysłano: Środa, 07 Grudnia 2005, 14:32 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Mike
Uczestnik
<tt>Uczestnik</tt>
 
Użytkownik #49
Posty: 502


[ Osobista Galeria ]




Zrzynając nieco z forum, które leży nieopodal, rozpoczynam cykl wątków "recenzenckich".

Na pierwszy ogień leci recenzja z Codziennej Gazety Muzycznej

Paweł Kostrzewa 2001.06.19

Długo kazali nam czekać na swój nowy album. Dużo za długo. Jednak raz jeszcze okazało się, że cierpliwość wynagradza. Tool nieustannie jest w najwyższej formie. "Lateralus" jest żywym dowodem. Kopie jak prąd! Od "The Grudge" po "Faaip De Oiad" (cokolwiek by to miało znaczyć). Pierwszy utwór mówi całą prawdę o tej płycie. Jest w nim wszystko: jazgot, skowyt, klimat, delikatność, melodia i anarchia. Taka jest całość. Fani wiedzą, że Maynard i spółka nie śpiewają piosenek. Niemal każdy utwór to wielominutowy hymn. Często jak mantra. Chwilami wychodzi z tej muzyki... obłęd - tak to czuję. Coś, czego do końca nie potrafię ogarnąć, i to mnie fascynuje. Nakręca. Czasami wprowadza w letarg. "Lateralus" hipnotyzuje. Zniewala jak narkotyk. Choć struktura poszczególnych utworów jest jak matryca, to ciągle czymś człowiek w czasie słuchania dostaje po głowie. Trudno polecić jakio konkretny fragment. Raz wydaje mi się, że najlepszy jest "Parabola". Innym razem zabija mnie "Reflection". Poteżna jest całość.
To nie jest płyta dla wszystkich. Tu chodzi o wrażliwość i chęć poznawania, odkrywania. Tej płyty nie wolno słuchać w trakcie jakichkolwiek zajeć . Trzeba jej się oddać na prawie 80 minut! "Lateralus" odwdzięcza się z nawiązką. Porywa na strzępy. Rżnie na wiór. Zostają tylko drzazgi.


P.S. I proszę nie wierzyć tym, którzy piszą, że Tool to zespół niszowy. Sprzedał kilka milionów płyt!
"Lateralus" zadebiutował na pierwszym miejscu wśród albumów na liście Billboardu! To jest nisza, Robercie???


Ocena: pięć okejów


Ostatnio zmieniony przez Mike dnia Środa, 07 Grudnia 2005, 14:44, w całości zmieniany 1 raz
  
Re: <Mike> Recenje - Tool - "Lateralus"
PostWysłano: Środa, 07 Grudnia 2005, 14:43 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Mike
Uczestnik
<tt>Uczestnik</tt>
 
Użytkownik #49
Posty: 502


[ Osobista Galeria ]




www.nuta.pl

Każdy gatunek ma swoje "święte krowy": zespoły, które lubić wypada, a krytykować nie można. Tak się złożyło, że dla muzyki rockowej roku 2001, owymi "krowami" są Radiohead i Tool.

Obie grupy mają swoją niezaprzeczlną wartość – Radiohead dzięki "Kid A" wprowadził do muzyki popularnej zupełnie nową na tym gruncie, ambientową i kameralistyczną wrażliwość; Tool natomiast tchnął w gitarowy czad odrobinę intelektualnego sznytu, bliskiego myśli Roberta Frippa i King Crimson. Dzieki temu obie grupy przeobraziły się w alternatywnych herosów, muzycznych geniuszy łamiących kanony, normy i zasady muzyczne. Jeżeli ostatnie dokonania Radiohead wskazują, że zespół istotnie rozwija się i eksperymentuje, o tyle najnowszy materiał Toola dowodzi jedynie tego, że po kilku latach leżenia do góry brzuchami, muzycy znajdują się na tym samym etapie, na jakim znajdowali się w momencie nagrywania "Aenima". Na "Lateralus" znajdujemy dokładnie te same elementy, które decydowały o atrakcyjności "Undertow" i "Aenima". Akcja tej muzyki w dalszym ciagu rozgrywa się w granicach standardowych riffów przywodzących na myśl stary Black Sabbath, zabarwionych "matematycznymi" akcentami bliskimi nagraniom King Crimson z lat 90.. Jak zwykle obezwładniający głos Maynarda Jamesa Keenana nadaje utworom aury niesamowitości, tajemniczości i jakby klaustrofobicznego ciężaru. Nie byłoby w tym oczywiście nic złego – obiektywnie patrząc są to bardzo dobre, rockowe utwory – gydyby nie to, że horyzont muzyczny jaki obejmowali muzycy Tool na wcześniejszych płytach wydawał się daleko szerszy. "Opiate" był w całości przesycone duchem awangardowego metalu, psychodelicznego i eksperymentalnego, kolejne materiały kumulowały w sobie i wspomnianą psychodelię i elementy niemieckiego post industrialu i mrocznego post punka... "Lateralus" tymczasem jest po prostu porozciąganą i nieco udziwnioną płytą hard rockową. Dobrą płytą hard rockową, ale od "zespołu kultowego" oczekuje się mimo wszystko czegoś ponad to.

Autor:WOW

Ocena: 4 i pół nutki ;>
  
Re: <Mike> Recenje - Tool - "Lateralus"
PostWysłano: Środa, 07 Grudnia 2005, 14:49 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Mike
Uczestnik
<tt>Uczestnik</tt>
 
Użytkownik #49
Posty: 502


[ Osobista Galeria ]




Dwie recenzje z portalu www.rockmetal.pl

ierwsza napisana przez Tomasza Kwiatkowskiego

Niezwykle trudno pisać o płycie, którą - jak wiadomo - zachwycił się ostatnio cały metalowy i rockowy świat. Zespół Tool, którego - gwarantuję - 95% naszego społeczeństwa nie zna nawet z nazwy, w pierwszym tygodniu sprzedaży wspiął się swoim nowym albumem na szczyty list przebojów na całym świecie. Również w Polsce. I to wcale nie wykonując muzyki przystępnej i łatwej. Wręcz przeciwnie - często wiele wymagającej od słuchacza, zmuszającej do uważnego, kilkakrotnego przesłuchania. Trudno, gdyż napisano o "Lateralus" już chyba wszystko.

Jak wiedzą wtajemniczeni, płyta ta jest następczynią niezwykle udanego albumu "Aenima", wydanego pięć lat temu. Pięć lat przerwy to w tej branży dość długi okres, przez który panowie trochę pokoncertowali, popracowali nad innymi projektami (wokalista Maynard James Keenan i jego grupa A Perfect Circle). W końcu zebrali się do nagrania płyty i efekt, jak wiemy, przeszedł chyba ich najśmielsze oczekiwania.

"Lateralus" nie jest płytą łatwą w odbiorze. Myślę, że jej prawdziwą, wysoką wartość poznaje się dopiero po kilkunastu przesłuchaniach. Co nie znaczy wcale, że nie można się nią zachwycić od razu. Panowie z grupy Tool stawiają przede wszystkim na klimat, atmosferę. Na kontrasty między fragmentami spokojniejszymi, kontemplacyjnymi wręcz, a partiami pełnymi jakiejś pierwotnej, mocnej energii. A także na psychodelię. Podczas słuchania tej płyty, gdy próbowałem znaleźć w tej muzyce jakieś punkty odniesienia, na myśl przyszły mi dwa zespoły. Współczesny i trochę już zapomniany. Ten pierwszy to Radiohead. Drugi to wczesny Pink Floyd. Od pierwszych wzięli niezwykła łatwość poruszania się w klimatach bardzo niekiedy od siebie oddalonych, a także pewną pogardę dla tego, co w dzisiejszej muzyce pop określa się mianem "potencjału komercyjnego". Od drugich natomiast umiejętność wykreowania za pomocą prostych niekiedy środków niezwykłej, psychodelicznej atmosfery. Wszystko to ubrali w ciężkie, raz melancholijne, raz pełne energii, metalowe środki wyrazu i stworzyli dzieło wybitne.

Myślę, że akurat w tym przypadku nie ma sensu rozpisywać się o poszczególnych utworach. Z wyjątkiem tradycyjnych u Toola krótkich przerywników są one wszystkie długie, przeważnie oparte na schemacie powolne rozwinięcie - kulminacja - wariacje (w sensie muzycznym oczywiście, nie psychicznym). Wyróżnić warto na pewno swoiste misterium dźwięków, jakim jest "The Grudge", przestrzenny "The Patient" oraz singlowy "Schism" czy też "Ticks & Leeches", ale jestem pewien, że innej osobie mogłyby się spodobać bardziej zupełnie inne utwory. To już zależy od preferencji. Jednak najlepiej płyta ta smakuje jako całość i choć jest to porcja muzyki całkiem obfita (79 minut), to o niestrawność raczej nie ma obawy.

Subiektywna ocena: 8


Druga recenzja jest autorstwa Rafała Grodka


Na nową płytę grupy Tool czekaliśmy z utęsknieniem cztery lata. Ostatnia "Aenima" zdążyła nam się już osłuchać i znudzić. Tym bardziej wielkie zainteresowanie wzbudził uboczny projekt Mynarda Jamesa Keenana pod nazwą A Perfect Circle, który jak do tej pory może się poszczycić jedną, ale za to jakże wartościową płytą "Mer De Noms". A Perfect Circle tak na prawdę (dla mnie) nie różni się zbytnio od pierwszych dokonań Tool. Ten sam wokal, podobny bas, gitara... No, ale zawsze to coś innego i nie mi tu osądzać...

Powiem wprost: "Lateralus", najnowsze dziecko Tool, powala od pierwszego przesłuchania. Powala tak, że aż trudno podnieść się z podłogi. Jest niczym rozkrzyczany bachor. Wiecznie głodny i bez końca wydzierający swoją mordkę.

Płytę rozpoczyna "The Grudge" - chyba najlepszy kawałek na początek, choć ja mam swój inny typ, ale o tym później... W "The Grudge" najbardziej zaskakuje wstęp. Keenan śpiewa, tak jakby go przepuścili przez maszynkę do mielenia mięsa. W ogóle nie wiadomo, kto i co... Dopiero po krótkiej chwili dociera do nas właściwa barwa jego głosu. Od pierwszej sekundy wiadomo z kim mamy do czynienia. Wszystko, co typowe jest dla Toola, ma tu swoje ujście: barwa głosu, bas, gitara, bębny... Dla mnie "The Grudge" to jakby jakiś protest. Mam wrażenie, że komuś się nieźle obrywa. Keenan krzyczy, jak oszalały. Tego jeszcze nie było...

"Eon Blue Apocalypse" mógłby spokojnie rozpocząć jakiś nigdy nie nagrany utwór Metalliki. Średnio wysokie solo gitarowe we wstępie - wydaje mi się, że gdzieś je słyszałem, ale może się mylę. Tak, na pewno się mylę.

Skomlenie - chyba tylko w ten sposób można określić "Patient". Chwila wytchnienia po pierwszej dawce czadu. Zaczyna się wolniutko, ale tylko przez chwilę. Refren znacznie ostrzejszy niż reszta piosenki. Im dalej, tym szybciej i ostrzej. Pod koniec moc muzyki spada na nas, jak grom z jasnego nieba. Chwila spokoju zostaje gwałtownie przerwana walką o przetrwanie. Keenan szepce "Be patient", lecz pozostali muzycy efektywnie mu w tym przeszkadzają. "Mantrę" możemy ominąć.

Singlowy "Schism" ukazuje nam pewien schemat. Już po pierwszym przesłuchaniu można sobie uzmysłowić, że większość utworów została skomponowana w stylu: wolno i cicho - szybko i głośno - wszystko w jednym i tak na przemian. Utwór wydaje mi się jakby był stworzony dla potrzeb restauracji orientalnej, niekoniecznie chińskiej. Trochę z innej epoki...

Pierwsze pięć utworów nie przykuwa uwagi, tak bardzo jak następne dwa. A może jeden? "Parabol" i "Parabola" stanowią niby całość, choć na krążku zostały umieszczone jako dwa osobne fragmenty. Niby ten sam tekst i melodia, ale w sumie to coś innego. W pierwszym ogarnia nas charakterystyczny dla zespołu niepokój i atmosfera napięcia. Nie wiemy co za chwilę nastąpi. Keenan bawi się głosem, dając tym naszej wyobraźni szerokie pole do popisu. "...pain is an illusion..." i już jesteśmy w "Paraboli". Napisałem, że te dwa utwory to praktycznie jeden, ale tu dopiero widzimy różnicę. Jeżeli mam bawić się w proroka, napiszę, że to może być hit na miarę "Prison Sex" albo "Aenemy". Ostro, surowo, głośno i krzykliwie. Riff Adama Jonesa zapewne wielu z Was pozostanie na długo w głowach. Świetnie zagrana solówka. Widać, że muzycy Toola wspaniale bawią się tym, co robią. Co tu więcej mówić? Trzeba posłuchać...

Kolejny czad na płycie to "Ticks and Leeches". Perkusja, jakiej nigdy dotąd nie było nam dane usłyszeć na wcześniejszych płytach Toola. To chyba największy atut tego utworu, jeżeli pominiemy przeraźliwy krzyk Keenana "Suck and suuuuuuuuuuck". Właśnie takiego wydzierania się brakowało mi na poprzednich prezentacjach grupy. Krzyk miesza się tu z szeptem znamiennym tylko dla tego wokalisty.

"Lateralis" zaskakuje nas pięknym, prostym riffem. Bardzo ciepły utwór, o ile w ogóle mogę napisać, że utwory Toola zawierają choć odrobinę dodatniej temperatury. Potęga kawałka rośnie z sekundy na sekundę. Z upływem czasu do Jonesa dołączają pozostali muzycy i w 15 sekundzie pierwszej minuty następuje eksplozja. Wybuch instrumentów nie pozwala nawet na chwilę oderwać się od słuchania. Nowością może okazać się tu sposób, w jaki Keenan podaje nam tekst. Brzmi to mniej więcej jak wyliczanka "ene, due..."...

Na koniec płyty składają się trzy kawałki, nie licząc ostatniego, który na te miano chyba nie zasługuje. Utwór numer dziesięć: "Dispositio" został tu wciśnięty chyba na siłę. Nie jest zły, ale w pewnym momencie można poczuć przesyt schematyzmu, o którym pisałem wcześniej. "Reflection" i "Triad" są dla mnie wspaniałym zakończeniem. Ten pierwszy, gdyby nie dziwny śpiew, prawdopodobnie mógłby zostać określony mianem instrumentalnego. To właśnie instrumenty stanowią jego trzon. Głos wokalisty - o ile należy do niego - zszedł tu na drugi plan. "Triad" jest już pełnokrwistym instrumenatalem. Zero śpiewu, tylko muza. Jaka muza??? A to trzeba usłyszeć... Na koniec powiem jedno: generalnie czad.

Małe podsumowanie: płyta trwa 75 minut i za pierwszym razem zlewa się w jedną całość. Troszkę za długa, ale (jak znam życie), gdyby miała 45 minut, ludzie narzekaliby, że za krótka. Cieszę się, że nie ma tu zbyt wielu dziwnych przerywników, które zespół zafundował nam na poprzedniej płycie. Rozumiem tę formę ekspresji (chyba), ale wolę jeżeli płytę od początku do końca wypełnia muzyka. Poza "Eon Blue Apocalypse", "Mantrą" i ostatnim "Faaip De Oiad" nic nam więcej nie przeszkadza. Tylko my, fajka i Tool..... i tak przez prawie półtorej godziny...

Subiektywna ocena: 8
  
Re: <Mike> Recenje - Tool - "Lateralus"
PostWysłano: Środa, 07 Grudnia 2005, 14:52 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Mike
Uczestnik
<tt>Uczestnik</tt>
 
Użytkownik #49
Posty: 502


[ Osobista Galeria ]




Recenzja, raczej mini recenzyjka, pochodząca z portalu www.metal.pl

autor: inSEKT


Po pięciu latach oczekiwania fani zespołu otrzymali kolejną płytę zespołu Tool. Najnowsze wydawnictwo zespołu to niemal 80-minutowa podróż w najgłębsze, najmroczniejsze zakamarki mrocznej duszy. Mimo iż nie ma tu jakiejś wielkiej rewolucji względem poprzednich dokonań grupy, Tool znowu zaskakuje świeżością rozwiązań aranżacyjnych i niebanalnym podejściem do kompozycji wykluczającym zupełnie schemat zwrotka-refren. Przyznać muszę, że za pierwszym razem płyta do mnie nie dotarła, mimo iż nie było to moje pierwsze spotkanie z twórczością tego zespołu. Lateralus poważnie mnie zmęczył. Nie jest to muzyka łatwa, nie wpada jednym a wypada drugim uchem, wręcz przeciwnie, zatrzymuje się w połowie tej drogi i dokonuje spustoszenia, z każdą kolejną płytą coraz większego. Jak tak dalej pójdzie po następnej zostaną ze mnie wióry. Lateralus jest jak dobra książka, każda z piosenek stanowi oddzielny rozdział, a wszystkie razem tworzą spójną, nierozerwalną całość, na końcu której pozostaje niedosyt. Panowie z Tool-a to prawdziwi wirtuozi jeśli chodzi o wpływanie na emocje i przekazywanie ich. Płyta dzieli się niejako na dwie części, w pierwszej czeka nas zapierająca dech w piersiach, psychodeliczna podróż wypełniona ciągłymi zmianami tempa, stopniowaniem napięcia, hipnotycznym, niemal usypiającym, a zaraz potem charyzmatycznym, wytracającym z otępienia wokalem. W drugiej, którą rozpoczyna "Disposition" atmosfera staje się lżejsza, niemal melancholijna, następnie otrzymujemy instrumentalne "Reflection", daje nam to sposobność do odpoczynku przed przytłaczającym finałem w postaci "Triad" i "Faaip de Oiad". Słuchając tej płyty odnoszę nieodparte wrażenie, że muzykom z Tool-a chodzi o coś więcej niż tylko muzykę.
  
Re: <Mike> Recenje - Tool - "Lateralus"
PostWysłano: Środa, 07 Grudnia 2005, 15:02 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Mike
Uczestnik
<tt>Uczestnik</tt>
 
Użytkownik #49
Posty: 502


[ Osobista Galeria ]




Bardzo obszerna "recenzja", choć bardziej należałoby powiedzieć opis, autorstwa 99%. www.musiq.pl


Recenzja będzie długa i w miarę dokładna + dodam wszystko co udało mi się zrozumieć do tej pory z tego albumu, dokładnie dwa lata doświadczenia. Nie jest to płyta której wartość można w pełni zrozumieć po dwóch czy trzech przesłuchaniach, nie wystarczy nawet miesiąc. Żeby w pełni zrozumieć Lateralusa, trzeba idealnie znać symbolike Hinduizmu i Buddyzmu, podejrzewam że jest tego więcej. Ja na pewno w pełni nie zrozumiałem tej płyty, nie znam setek symboli w każdym teledysku i tekście, ba, nawet w kompozycji (kiedy jest mowa o Lachrymologii, muzyka właśnie formą przypomina zjawiska natury). Kiedy puściłem jednemu "znawcy" ów kultur teledysk Paraboli, miałem wykład na trzy godziny. Szczerze? I tak zinterpretuje te kawałki na tyle, na ile będzie mnie teraz stać, pewnie po wysłaniu poprzypominam sobie jakieś elementy... zakładam że przeanalizowałem jakiąś połowę znaczenia całej płyty. Zachęcam cię czytelniku do analizy Lateralusa, nie pożalujesz ani jednej sekundy. Za dwa, trzy lata z pewnością zamieszczę strone internetową o filozofii tych kawałków. Bo obok takiego cudu nie mozna przejść obojętnie.

Płyta Lateralus, długo oczekiwana po sukcesach poprzednich płyt, dość kontrowersyjna w niektórych kręgach, według których jest zbyt upiększona. Co by nie mówić, Tool nie chciał wydać "wątpliwej jakości" płyty, i starał się wycisnąc z nieskończonej ludzkiej myśli jak najwięcej, a zainteresowania Dareya, talent Jonesa i wyobraźnia Maynarda zrobiły swoje.

Już na pierwszy rzut oka, widząc tylko płykę w sklepie, zauważymy, że zespół kombinuje byle by odciąć się od stereotypów. Sama płyta otoczona jest czarną folią igielitową, przeźroczystą w dwóch miejscach, przez co widzimy fragmenty książeczki dołączonej do płyty, dzięki czemu sa przygotowane dwa miejsca na tła dla nazwy zespołu i płyty, napisanej dziwną, jakby arabską czcionką. Z drugiej strony widzimy wszystkie najważniejsze informacje o zawartości i produkcji płyty, przedstawionej za pomocą schematu, jakby "powiązań" i procesów dzięki którym powstała. Po zsunięciu folii, większośc osób obserwowała dołączoną książeczkę z podłogi- tam najczęściej ląduja zdrowe gałki oczne. Żeby opisać dołączoną książeczkę, która, jakby nie patrzeć, tak samo jak teledyski i teksty stanowią nierozerwalną całość w tej sztuce jaką próbuje nam pokazać Tool, trzeba wziąść głęboki wdech... Jest to graficzna prezentacja schematu budowy człowieka, przedstawiona na przeźroczystej, podobnej do tej która okrywała tajemniczo zawartość wnętrza, folii. Kartek jest 6 dzięki czemu w odpowiednio zaprezentowany sposób, wygląda to trójwymiarowo. Przekładając kolejno kartki zagłębiamy się coraz głębiej w budowę ludzkiego ciała, i tajemniczych dodatkowych symboli, które dołączone są do każdego rysunku, w jednym możemy zauwazyć jeszcze slady starego dobrego humoru, troche ciężkiego do obczajenia na pierwszy rzut oka, chyba że mi sie wydaje, na lewej półkuli mózgu widze napis... Książeczka najbardziej jest powiązana z Parabolą, symboli bóstw jest od groma, znaki magii, symboli oswiecenia, oczy Schiwy (Bóg zniszczenia i stworzenia), serca, po prostu nie moge opisać wszystkiego, nie mam teraz takiej wiedzy. Dla tego pozostawiam interpretacje wam,więcej przeczytacie przy mojej analizie Paraboli. Licząc obustronnie, jest 12 stron, czyli w zasadzie tyle co utworów na płycie, licząc introdukcje, nie licząc tajemniczego i jakby zagubionego Faaip de Oiad, jak by to był klucz do płyty... ale to tylko moje przypuszczenie.

Wkładamy płytkę i bystry słuchacz, od razu zobaczy powiązanie z poprzednimi płytami, szczególnie Opiate i Undertow. Dziwny, wprowadzający dźwięk, tym razem coś w rodzaju włączanej maszyny, wydawać by się mogło że to kilku sekundowe zapoznanie się z całą zawartością płyty, chodzi o to żeby przekazać, że będzie "technicznie". Bo matematycznej wręcz perfekcji w doborze dźwięków, powiązań i rozwiązań pochodzących od stale rozwijanego schematu, na tej płycie niebrakuje. Ale po kolei:

The Grudge- Przede wszystkim niesamowite rozwiązania kompozycyjne, tempo i dźwięki zmieniają się co kilkanaście sekund, nie psując utworu a wręcz go wzbogacając skomplikowaną rytmiką, która dziwnym trafem przypomina mi od początku do końca upadek, walkę. Nie mam zbytnio siły żeby porozkładac ten kawałek na elementy i pokazać jak bardzo będą ze sobą powiązane co do ułamka sekundy. Patenty, riffy, mieszają się ze sobą, wydaje się że utwór jest chaotyczny, w rzeczywistości jest przemyślany co do wersu, każdego uniesienia, każdej solówki, kwestie dotyczące lachrymologii ozdobione sa odpowiednim tłem muzycznym, z finezją i zaangażowaniem. Ciekawe patenty "chórku" (Let go), i świetna końcówka, mocna powiązana trochę stylowo z Eulogy, głowienia to przy tym musiało być sporo. Jeśli chodzi o treść "Urazy" to jest to łatwy przykład Lachrymologii. Dokładnie utwór jest kierowany do ludzi którzy budują swoją własną życiową ideologię opierając się na odrzucaniu i przyjmowaniu wartości według ich życiowego doświadczenia. Niosą swoje urazy jak koronę, będącą znakiem, że dany człowiek jest panem swojego życia, i problemów którym nie potrafi sprostać, więc je odrzuca. Odrzuca bardzo wiele rzeczy które mają rówinież sens. Sa zdesperowani, nie potrafią wszystkiego kontrolować, i nie są zdolni wybaczyć, nie są gotowi do zmiany, wszystko może runąć u podstaw, które są najwazniejszym elementem w każdym "budowaniu". Nie do końca rozumię czym jest "Saturn". Podejrzewam że jest to wola ów opisywanego człowieka, jego wyobraźnia i rozum, który wybiera, powracając w chwili największej desperacji, jesli wierzyć w symbolikę bodajrze hinduizmu, saturn to wcielenie zła które wybiera pomiedzy niczym i wszystkim, jeden i dziesięc to doskonałość, która przyczynia się do niszczenia przez swoja "perfekcję". To on wybiera, to on równie dobrze uniewinnia lub niszczy, obiecuje że pokarze rzeczy których nie mozna zobaczyć, czyli pokarze cel. Może wznieść w górę, lub w dół, rzeczywistośc jednak sprowadza się w tym wszystkim do jednego stwierdzenia: "i toniemy coraz głębiej" (Lachrymologia). Koniec utworu to rada, "pozwolić pocałować się oceanowi", możemy przełożyć na "pozwolić sobie na płacz", który oczyści ślepą drogę stworzona przez wyobraźnię, i zamieni ołowiane urazy, czyli ołowianą korone, na złotą, która zacznie symbolizować właściwego władcę zycia, czyli nas samych.

Eon Blue Apocalipse/The Patient- Może na początek napisze o co chodzi w tylule wstępniaka Eon Blue Apocalipse (na bank to wstępniak do The Patient bo tak Tool gra na żywo). Dwa ostatnie wyrazy czyli "Blue" i "Apocalipse" przypominają wielką powódź, prowadzącą do końca świata. Coś wam to mówi? Bez wątpienia... Aenime z poprzedniej płyty! A więc żeby zrozumieć czym jest tajemniczy "Eon" musimy sie cofnąc to treści "Aenimy". Tam odnajdujemy fragment "One great big festering neon distraction". Neon. Neon Blue Apocalipse, czyli cofamy się do świata widzianego oczyma bohatera, raczej napewno Maynarda, za czasów Aenimy. Zaraz po tym tekście pada następny, mianowicie" Sugeruje trzymać was wszystkich w zamknięciu". I wszystko wskazuje na to, że Maynard w tekście The Patient jest w zamknięciu (inne opcje do Eonu to: One, Noe (pamięć wraca ?) iii... Neo :)(pamięć wraca znowu?? :), czy ewentualnie nazwa z czata na www.toolband.com); jest znudzony wszystkim, ale nie prosi już o koniec. Wierzy, że jest cel w tej nudnej ścieżce którą wybrał (ów tajemniczy wybór jest jeszcze w tekście Paraboli...ale o tym później). Tekst mówi o czymś w rodzaju testu, który odrapuje z sił życiowych. Ale pomimo to opisywana osoba wciąż trwa, wierzy, że jest wynagrodzenie za wybranie zycia, i wybranie miłości. Nie chce kończyć od razu, woli przeczekać i upewnić się; kierując się nadzieją przedłuża swoją cierpliwość w nieskończoność. Jeśli chodzi o muzykę, Eon to krótkie akustyczne wprowadzenie, które zgrabnie łączy sie ze spokojnym początkiem The Patienta. Dosyć niestabilna kompozycja (czyli jest git), zmiany tempa, i dobry popis wokalny Maynarda (w porównaniu do Undertow jest pewna różnica... nie wiem czy na lepsze), w szczególności przy miodnym do bólu refrenie, idealnie wręcz dobranym do riffów Jonesa, nawałnicy Careya no i tych zmiksowanych dźwięków, które bez przerwy przemykają koło ucha drażniąc zmysły.

Mantra/Schizm- Tak jak w przypadku poprzednika, wypada opisać introdukcję czyli "Mantrę". O ile pamięć mnie nie myli, mantra to rytułał przywoływania duchów, jak teraz wsłuchuje się w te tajemnicze jęki raczej się nie myle, znowu możemy tylko spekulować czy członkowie sa wierzący czy nie :). Z nieoficjanego źródła (czyt. od kumpla) moge tylko powiedzieć że ów "jęki" są wynikiem pomysłu Maynarda, żeby usiąść na kota... ale oczywiście, to niepewne źródło, zresztą, pewnie coś poprzekręcałem. Styl Toola, czyli "dziwno-poważno-wesoły" został, choć nie jest tak wyraźny jak na poprzednich płytach. No i całe szczęscie, za ten styl nalezy im się błogosławieństwo. Jęki z Mantry cichną, w odrębie kilku sekund słyszymy dwa najwazniejsze patenty, na początku gitarę akustyczną, następnie bas. Wokal zastępuje począdkowe akordy, gitara i perkusja dopasowują się do basu. Idealne wręcz synchro, Schizm zaczyna "falować", zmieniać lekko brzmienia, głośność, prędkość, ale w cały czas opiera się na schemacie, tak manipulowanym, że wręcz trudnym do zauważenia, na tym polega geniusz tego kawałka, sam potrzebowałem sporo czasu żeby się w niego wczuć. To nie jest typowy tani przebój, jak można by sobie z początku pomyśleć, ten kawałek ma w sobie spory potencjał, dodatkowo wzbogacony jednym z lepszych w historii teledyskiem, i bez wątpienia jednym z lepszych tekstów jakie Maynard napisał (moim zdaniem, ale tylko english version) w dyskografii Toola. Dodatkowo wymyslonono ciekawy, chyba oryginalny patent, nawet związany z tematyką, mianowicie podwójny głos Maynarda. Ten drugi raz cichnie, raz jest idealnie dopasowany, raz prawie wogóle go nie słychać. Ale patent jest mocny. Razem z kolejnym kawałkiem, Schizm wydaje się być sercem tej płyty. Tematyka jest prosta, utwór mówi o kontakcie międzyludzkim, a właściwie, problemach w ów kontakcie. "Części" opisywane w utworze, to kochankowie, bądź przyjaciele, między którymi wystąpiły problemy w komunikacji, spowodowane, jak to zwykle bywa, zbyt dużymi różnicami. Teledysk podpowiada nam, że jedna z postaci próbuje ów związek połączyć, niestety druga postać ma zaklejone usta, prawdopodobnie ta osoba, prubójąca wzmocnić komunikację, opisuję historię Schizmy. Podmiot liryczny, próbuje nam przekazać że problem powstał bez jakiejkolwiek winy, jednej czy drugiej strony (co wcale nie zmienia faktu że fajnie by było "zrzucić" winę na jakąś osobę postronną), ani nie chciał zobaczyć "przewruconej świątyni", co analizując liryki Maynarda z pierwszej płyty A Perfect Circle, oznaczało by "zniszczonej miłości". Cały problem kochanków polega na tym, że są sobą już znudzeni. Komunikacja osłabła, o ile jedna postać, czyli ta opisująca historię, walczy nadal, druga jest zimna, cisza której ulega niszczy wszystkie uczucia, w szczególności tą najwazniejszą w tym przypadku- współczucie. Podmiot nie chce zgadywać jak może się skończyć związek i próba "przebudzenia", twierdząc że brak walki o tą miłość jest niebezpieczny, jesli ma ona trwac nadal. Mało tego, podmiot dostrzega właściwe piękno w tych różnicach, reszta to już zdanie się na wspólną dojrzałośc obu kochanków. Mógłbym opisac jeszcze po kródce teledysk, z tym tylko że pozostawię tą zabawę wam. Dlaczego podmiot wyciągnął ucho, skąd się wzieły potworki, dlaczego atakowały i jak to się stało że obie postacie sie połączyły? I wreszcie- czy teledysk skończył się tak jak podmiot tego chciał w pełni ? Pozostawiam to już wam, zresztą nie bierzcie do serca moich analiz, bo to chyba nawet nie jest 1/10 tego co chciały nam przekazać genialne umysły Jonesa i Maynarda.

Parabol/Parabola- Parabol (przypowieść) i Parabola (powiązania utworów Toola do różnych nauk ścisłych w tym matematyki było widoczne już na poprzednich płytach, na tej szczególnie widać zainteresowanie biologią, filozofią i matematyką...), to właściwie (łącząc to w całość) najważniejszy utwór na płycie, punkt kulminacyjny filozofii Lateralusa, jednocześnie, według mnie, najlepsza pozycja na płycie, oprócz utworu tytułowego. Moc tego kawałka jest niewyobrażalna, potrafi zatruć umysł na lata wciąż pokazując coś nowego. Bez wokalu utwór jest jedna z lepszych symfonii na jaka mogli wpaśc geniusze o których uczymy się na lekcji muzyki. Ale wokal jest, nie dośc że świetnie wprasowany to jeszcze wie co chce powiedzieć. Parabola to jakby hymn naszego umysłu, starający się pokazać klucz do niewyobrażalnego wręcz cudu istnienia. Ile przerastających naszą wiedzę zjawisk dzieje się wokół nas tworząc rzeczywistość która nas otacza, ile zjawisk wpłynęło na nasze istnienie i doświadczenie. Mowa również o nieśmiertelności, nie jestem jednak do końca pewnien czy Maynard miał na myśli istnienie naszej duszy, choć po teledysku można by się było tego spodziewać. Ale to zmyłka. Wszyscy jesteśmy częścią zycia, które od zawsze isnieje (bo coś istnieć po prostu musi) i na zawsze będzie miało miejsce , jesteśmy częścią nieskończonej historii w której nasz umysł karmi się informacjami na które składają się uczucia. Analizując tekst Paraboli, znalazłem odzwierciedlenie własnych idei, o co chodzi z informacją? Proste, człowiek w rzeczywistości (tej świętej i tej ogólnie przyjętej za nieświętą- bez różnicy) nie ma żadnych problemów. One są jedynie wytworem naszego myślenia, naszych przyzwyczajeń z których składa się życie. A więc cały ten ból który nam towarzyszy jest iluzją, to Parabola chce nam przekazać, ale tylko wtedy, kiedy czujemy się wieczni- to istotne, natury tak czy siak nie zmienimy. A poczucie wieczności zapewniają nam ów uczucia, dzięki którym czujemy że żyjemy, dzieki którym uczymy się żyć i tworzymy historię z naszych doświadczeń. Po to powstała Parabola, żebysmy na chwilę byli nieśmiertelni... Pominąłem znaczenie teledysku i setek symboli w tekscie. Bo teledysk pokazuje że utwór nie jest taki, "ot co" prościutki, jesli przyjmiemy cała wiedze zawartą w tekscie (swoja droga, jestem ciekawy skąd Maynard i Jones mają tak dużą wiedzę? Może tekst napisał Carey?) Wracając do utworu, trzeba go opisać. Parabol to 3 minutowe wprowadzenie, spokojne, akustyczne wzbogacone dodatkowymi tajemniczymi dźwiękami, które z sekundy na sekundy sie pogłębiają. Sam utwór wyraźnie jest taki jak tytuł- paraboliczny. I w tym wypadku do zauważenia jest ciekawa kompozycyjna cecha, mianowicie możemy podzielić utwór na sekwencje. W sumie trzy, z małym "opakowaniu", na początku i na końcu, z tym tylko że początek słyszymy tylko w wersji teledysku (trwa mniej więcej minutę, zanim wejdą pierwsze akordy). Cały utwór trwa (nie licząc teledysku i spokojnego zakończenia) prawie dokładnie 9 minut. Jeśli dzielimy utwór na trzy części, wyjdzie po trzy minuty, pierwsze (Parabol) to wejście na szczyt, początek Paraboli, około trzy minuty to punkt kulminacyjny i największy czad, i końcowe trzy minuty to zbliżanie się już do końca. Utwór pare razy zatrzymuję się całkowicie, i kontynuuje, tempo i rytm muzyki jest jednak utrzymany w odpowiedniej tonacji przy każdej części. Jeśli nie jesteście zwolennikami mojej wersji "podziału" Paraboli, mam dowody na celową budowę Paraboliczną. Otóż utwór zmienia się w zasadzie w dwóch miejscach (jeśli przyjmiemy że dzieli sie na trzy części) kompletnie tempo, nie jest to kompletne zatrzymanie, tylko swobodne, cichnące, pozostawiające po sobie dźwięk jak by to była stale zmieniana formuła. Dzieję się to w Parabol, dokładnie w trzeciej minucie, kiedy Maynard kończy tamtejszą kwestię liryczną i zaczyna się pokaz Jonesa, i w Paraboli od 2:30 do mniej więcej 2:45, wtedy utwór dochodzi do konsesusu pomiędzy Parabol i początkiem Paraboli, i kończąc się ostatecznie w końcowych sekundach 5 minuty(licze dzięląc Parabol i Parabole, tylko obrazowo, bo utwór stanowi spójna całość). Nie jest to "jazda bez trzymanki" bo jednak, tak jak w przypadku poprzednika czyli Schizmu, utwór nie zbacza z melodii i jest makabrycznym wręcz rozwinięciem prostego, cichutkiego Parabol. To utwór do którego bez cienia wątpliwości możemy przypisać dwa określenia: "Genialny" i "Dzieło Sztuki", a jeśli ktoś chce, znajdzie więcej określeń. Po prostu arcydzieło.

Ticks & Leeches- Po nieśmiertelnej Paraboli następuje zwrot o 180 stopni, najbardziej brutalny i najbardziej śmiertelny utwór na płycie. Dziwne, ale budowa jest ta sama co w Paraboli, z tą tylko malą różnicą że ów Parabola jest nastawiona odwrotnie (nie wiem jak liczyć dodatnio czy ujemnie, ta chyba będzie nad zbiorem dodatnim, w naturze zwykle najwięcej spokoju jest na dnie, o spokoju będzie zaraz mowa...). Widac że Jones (to jego oskarżam o popełnienie kompozycji) kombinował z nowymi, rzadziej wykorzystywanymi w muzyce pomysłami. I tak Ticks & Leeches zaczyna się od mocnych i dynamicznych dźwięków, Maynard nie bawi się w śpiewaka operowego, i pokazuje jak bardzo ładnie potrafi wydzierać ryja. I własnie to jest jedna z jego charakterystycznych cech, gdzie by nie spiewał, zawsze możemy zauważyć próby podkręcenia klimatu odpowiednio stonowanym i wydłużanym krzykiem, szczególnie zauważalne było to na Undertow, Opiate, Aenimie, Salivalu czyli... na wszystkich płytach Toola :) No i te Judith APC :)). Ogólnie rzecz biorąc, wnioskując z brzmienia i przekazu, Ticks & Leeches to piękna prezentacja niekomercyjności Toola, przynajmniej dla tych wszystkich którzy tak uważają. Kto słyszał wie, kto rozumie trochę matematykę, pewnie też- Kompozycja tego kawałka sprowadza się do mocego wejścia, spokojnego środka, by na sam koniec zaserwować gigantyczny "ognien piekielny" w postaci burzy dźwięków i nienaturalnie wielkiego darcia mordy Maynarda. Coś przepięknego, "Suck me dry" wchodzi do łba jak strzały z karabinu maszynowego. Ta kompozycja sprowadza się na jeszcze jedną ważna cechę tej płyty, mianowicie na "nagłe wystrzały", płyta koi spokojnymi dźwiękami by nagle nieoczekiwanie zmienić kompletnie brzmienie choćby na pare sekund, widocze we wszystkich kawałkach do utworu tytułowego, proste, płyta jest po to żeby usypiać i po to żeby budzić. Z tym tylko że Ticks & Leeches zbyt dużo czasu na sen nie daje. Pora teraz na znaczenie utwóru, jak mozna się spodziewać po lirykach Maynarda, tytułowe kleszcze i pijawki są aluzją. Czymże moga być ów pasożyty? A kto w rzeczywistości najbardziej odrapuje z sił zyciowych, niszczy drugiego człowieka, wysysa ostatnie soki jak inni ludzie? To o nich mówi Maynard, z nienawiścią i rozpaczą, pozostawiając również cząstke lachrymologii mówiąc o błękicie o czernii, widać te pasożyty są ciemną plamą w rozpaczy Maynarda. Przekaz prosty: "Czy to jest to, czego chcieliście? Czy to to, co mieliście na myśli? Bo to jest to co własnie dostajecie. Mam nadzieje że się udusicie". Ahh, już widze oczyma wyobraźni teledysk, taki czerwony, krwisty... słodkie.

Lateralus- Utwór tytułowy z dwóch powodów: Ma fajną, pasującą nazwę i jest po prostu gigantem. Jeśli Tool chciał popisu umiejętności, udało im się aż za bardzo. Jedna z dłuższych kompozycji, należy do tych, które wydają się krótkie po wtórym przesłuchaniu. Formuła na taki smakołyk sprawdzona: długi wstępniak, jak by nie patrzeć, najspokojniejszy i około minutowy, dwa razy na przemian zwrotka z refrenem, a dalej jazda bez ograniczeń, no może poza klimatycznym aspektem, nie tyle kawałka, co płyty. Obok Paraboli, utwór jest niewyobrażalnie wręcz długowieczny i miodny, ma tą energię o którą chodziło w zamierzeniu- prawdopodobnie w czasie "tworzenia"- tekstu Maynarda. Utwór ma jeszcze jedną ważną cechę, żadko spotykaną w stylu Toola, dosyć długie, oczywiście wyjotkowo niestandardowo podane, solówki, dziwne, bo pasujące do ciężkiego i ostrego brzmienia zespołu na tej płycie (zresztą nie tylko na tej). Charakterystyczny, być może tez z tego powodu wybrany tytułowym, bo ma wszystkie cechy utwórów zawartch na Lateralusie. Zauważalnie nieoczekiwane zmiany tempa, praktycznie nie wiemy podczas pierwszego przesłuchania kiedy utwór może się skończyć (ale do polskiej Ścianki to im jeszcze wiele brakuje :)), utwór z najproszych akordów zmienia się w grad dźwięków, coraz bardziej pokrywających się ze sobą, przyprawiając o gęsią skórkę, z sekundy na sekunde pogłębiając dramaturgię i przekaz Maynarda. Wreszcie, przejdźmy do treści utworu, bo ta pokrywa się (moim zdaniem) z odczuciami muzyków podczas pracy nad tym albumem. Utwór mówi o przekraczaniu granic, o walce z samym sobą, jako jedynej drogi która ku temu prowadzi. W przypadku Lateralusa, chodzi o oderwanie się od schematów, umysłu uwięzionego w formie, jak w kladce, a może na odwrót, ciała od umysłu. Sporo tu symboliki, szukania ograniczeń w przeszłosći i dojrzewaniu, i to własnie te ograniczenia są w tym utworze "więzione", gdyż człowiek bez nich jest Bogiem nieskończonych możliwości. Symbolika w kolorach jest troche cięzka dla mnie do odczytania, tym bardziej inne "miejsca" być może jeszcze nie odkryte, nieokrzesane, nieistniejące bez wpływu naszej wyobraźni. Trudny otrzepania się ze swoich własnych słabości znajdują odzwierciedlenie w pragnieniech, tu widoczne są ślady Lachrymologii, mianowicie: szlochając jak wdowa, wyzbywamy się naszych słabości, i złej "aury", dzięki czemu doświadczamy najczystszego piękna, przez co energia którą mamy w sobie nawet bez naszej specjalnej wiedzy, jest kumulowana, nasza wola i pragnienia znajdują właściwą drogę do zaspokojenia. I tak, jak Parabola, Lateralus powstał po to, żeby poczuć w sobie ta energię, oderwać ciało od umysłu, chłonąc dźwięki tego utworu dajemy sie oszołomić, pozbywamy się ram i schematów, i kierujemy się w nieprzebyte dotąd miejsca. Wachamy się pomiędzy boskością i człowieczeństwem, zdajemy się w pełni na przypadki, na coś czego nieoczekujemy, znajdując komfort na samym szczycie naszej wyobraźni, czyli tam, gdzie chcą nas przenieść muzycy. Jeśli przyswoimy sobie na te kilka chwil znaczenie i dźwięki z tego "megahitu" Lateralusa, uda się na pewno. Cud miód i ogórki, tylko szkoda że nie ma teledysku.

Disposition- po gigantach muzycznych, koncówka juz płyty skupia się na spokojnieszych dźwiękach, usypiających czy właściwie hipnotyzujących, żeby uderzyć na koniec maksymalna tajemniczością. I tutaj zaczynam się zastanawiać, ostatnie kawałki mieszają się ze sobą, czy więc jakze podobne do siebie nazwami Disposition i Reflection nie są jędnym kawałkiem jak np. Parabol i Parabola? Jeśli by przebadać ów utwory od strony kompozycyjnej, rytmika ta sama, dźwięki podobne, bo o znaczeniu nie mówie, wszystkie utwory na Lateralusie mówią o skłonnościach. A taki jest własnie tytuł teraz wymienianego kawałka :). Cóż więc, spokojna słodko kojąca muzyka, idealna kiedy jesteśmy zamyśleni, lub brak nam już energii po wyczynach z Lateralusa. W tle słychać skrzypienie drzwi, dźwięki koją, tworząc spokojną atmosferę, perfekcyjną do odpoczynku. Tekstu za dużo nie ma, bo i po co, wystarczy chwila zadumy nad (jak w Paraboli) perfekcyjnymi zjawiskami w pięknym opakowaniu które jest nam serwowane, choćby w postaci pogody, znajomie uczucie kiedy jesteśmy po prostu zawieszeni, dech zapiera nam w piersiach widok natury przerastającej nasz rozum, no, i nie jesteśmy sami, chcemy jeszcze kontaktu, braku osamotnienia pośród naszych wrażeń, chcemy mieć kontakt, równie związany z naturą jak wszystkie inne zjawiska. Pogoda się zmienia, ale na jaką? Cóż sądząc po zbliżającym się kolejnym utworze, to raczej kolorowy świat ciemnieje, robi sie chłodniej. Nadchodzi noc...

Reflection- w nocy mamy czas na kontemplację. Reflection (Odbicie) to esencja tej płyty. Hipnotyczny, 11 minutowy trans, niesamowity klimat i tekst o złym ego, z którym musimy się finalnie zmierzyć, po prostu cudo dla szczególnie wrażliwych osób. Nie, nie będe już opisywać tego kawałka, tak skomplikowanego i złozonego utworu, zarówno pod względem lirycznym (wszak Maynard pisał, ten gościu powinien napisać książkę. Za same opisy byłaby bestsellerem) jak i kompozycyjnym. To jest jak Jazz, tego nie da się opisać, tego trzeba posłuchać...

Triad- Trójca. Nie święta, ta najwyższa, z filozofii Lateralusa, tak jakby wyrocznia. Ta trójca, która widzymy pewnie na początku teledysku do Paraboli. Pierwszy chyba w pełni zamierzony Instrumental, wyraźnie Apokaliptyczny. Ale to jeszcze nie koniec. Pozostał jeszcze niepokój, strach. Faaip de Oiad, zapis rozmowy do radia, bądź co bądź udawanej (okazało się, że rozmowa była żartem), ale jednak nie potrafiącej przejść koło naszych uszu obojętnie. Tak jak cała ta płyta.

Lateralus to płyta o tworzeniu i niszczeniu, uczuciach i naszym życiu, które dobrze znamy i wobec którego nie powinniśmy być obojętni. Być może jestem już maniakiem, ale serio uważam że muzycy Toola powinni być pod ochroną, bo stworzyli perłe wśród obecnego rynku muzycznego. Płyta z dnia na dzień wydaje się być coraz lepsza, coraz ciekawsza kiedy zagłębiamy się w tajniki jej filozofii. Nic tej płycie nie brakuje, wstyd się o niej wyrażać źle, już na pewno po co najmniej roku uważnego słuchania. Nie da się inaczej. Od pierwszej nutki, do ostatniej, czysta perfekcja warta każdych pieniędzy.
  
Re: <Mike> Recenje - Tool - "Lateralus"
PostWysłano: Środa, 07 Grudnia 2005, 15:08 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Mike
Uczestnik
<tt>Uczestnik</tt>
 
Użytkownik #49
Posty: 502


[ Osobista Galeria ]




Z "Machiny" czyli z Onetu zapodaje do nas Marcin Prokop.

Epicki crossover metalu, hardcore'u i rocka symfonicznego.

Czwarta, bodaj najtrudniejsza płyta jednej z ważniejszych rockowych formacji ostatnich lat, darzonej wielką estymą przez krytykę i publiczność po obu stronach Oceanu. Tool bywa przedstawiany jako "amerykański Radiohead" - obie grupy, operując rockową wrażliwością i instrumentarium, wydobywają z gąszczu asymetrycznych dźwięków niewiarygodną, nie-rockową magię wymykającą się wszelkim klasyfikacjom. Choć Tool zdobył wielką popularność na fali grunge'u (płyta "Undertow", rok 1993), błędem jest kojarzenie go ze "sceną Seattle". Muzycy Toola od początku podążali bowiem śladami muzycznego szaleństwa i wyrafinowania, wyznaczonymi na początku lat 90. przez dokonania Jane's Addiction, zamiast dyskontować komercyjny sukces posępnych, grunge'owych brodaczy w kraciastych koszulach, zafascynowanych punkową prostotą.

Niełatwa muzyka grupy została doceniona przez szeroką publiczność po głośnym występie na festiwalu Lollapalooza w 1993 roku - album "Undertow" w okamgnieniu pokrył się platyną, podobnie jak jego następca, krążek "Aenima", wydany w 1996 roku. Na równi z muzyką, do sukcesu Toola przyczyniła się wyjątkowa dbałość zespołu o budowanie enigmatycznego, pozascenicznego wizerunku, który znajduje odbicie w niepokojących teledyskach grupy, w których zamiast żywych aktorów występowały zdeformowane, animowane postacie (klipami Toola inspirował się m.in. Marilyn Manson). Za nietypowe, jak na zespół rockowy, koncepcje artystyczne odpowiada w Toolu gitarzysta Adam Jones, były specjalista od filmowych efektów specjalnych, współpracujący przy takich produkcjach jak "Terminator 2" czy "Jurassic Park". To właśnie jego zasługą jest szokujące "opakowanie" nowej płyty, przypominające atlas anatomiczny wydrukowany na przezroczystej folii.

Od strony muzycznej "Lateralus" nie przynosi żadnych niespodzianek stylistycznych. Tool konsekwentnie rozwija swoją filozofię dźwiękowej "antyestetyki" - buduje skłębione, nieliniowe struktury harmoniczne (całkowity brak klasycznego podziału "zwrotka-refren") pełne dysonansów oraz nieprzewidywalnych rozwiązań rytmicznych. "Lateralus" wymaga czasu i skupienia. Pasja i żar w zderzeniu z chłodną, dźwiękową matematyką z jednej strony odpychają swą nieprzystępnością, z drugiej - fascynują i hipnotyzują. Trwające średnio 7 minut, na pozór nużące, wielowątkowe suity przesycone są gęstą, duszną i mroczną atmosferą, która kojarzyć się może zarówno z filmowym Królestwem Larsa von Triera, King Crimson z okresu "Discipline" jak i z psychodelicznymi poszukiwaniami wczesnego Pink Floyd. Wszystko to jest mocno osadzone w ciężkiej, postgrunge'owej stylistyce rozwiniętej przez Adama Jonesa, który wyrasta na jednego z najciekawszych gitarzystów swojego pokolenia. Czasami brzmienie jego instrumentu ociera się o sabbathowsko-narkotyczne klimaty znane z płyt Kyuss, Queens Of The Stone Age albo Monster Magnet, innym znów razem arytmiczne frazowanie Jonesa przypomina styl gry Roberta Frippa. Na "Lateralus" słychać również doświadczenia wyniesione z A Perfect Circle, side-projectu wokalisty Tool - Jamesa Manyarda Keenana. Frontman zespołu, w dzieciństwie napastowany seksualnie przez ojczyma, w tekstach tradycyjnie snuje mocno metaforyczne (chwilami, niestety, dość bełkotliwe) opowieści, w których przemoc, strach, krew, pot, sperma i czarna magia egzystują na równych prawach. Ciężka, mroczna, fascynująca płyta.


Z Onetu prawdziwego przemawia Artur Stefański

Wygląda na to, że niespodziewanie zespół Tool - od dziesięciu lat pryncypialnie "niezależny" - stał się ulubieńcem szerokiej publiczności i liderem rankingów sprzedaży płyt. Niespodzianka ta zdarzyła się za sprawą longplaya "Lateralus", który wielu zdezorientowanych krytyków niezwłocznie okrzyknęło dowodem odradzania się muzyki metalowej. Teza o tyle dyskusyjna, że grupa ta nie gra metalu, ale raczej "epicki hard core", wyrosły właśnie z kręgu tradycji amerykańskiego punka (podobnie jak grunge) oraz z mitu rocka podniesionego do rangi sztuki wysokiej - w stylu "floydowskim".

Niemniej, "Lateralus" to chyba rzeczywiście jeden z najbardziej wypatrywanych albumów 2001 roku. Na każde kolejne wydawnictwo z napisem "Tool" fani tej kapeli musieli cierpliwie czekać kilka lat, a przypadku tego krążka dodatkowych emocji niepewność dostarczała co do przyszłości bandu - wszak w tzw. międzyczasie zadebiutowała formacja A Perfect Circle, której liderem został James Maynard Keenan.

W rzeczywistości "Lateralus" nie przyniósł żadnych poważnych zmian w stylistyce kwartetu. Ta płyta stanowi wynik twórczej konsekwencji i pewnego rodzaju podsumowanie doświadczeń zebranych przez dekadę istnienia zespołu. Longplay rozpoczyna utwór "The Grudge", będący idealną kwintesencją stylistyki grupy. To "kawałek" motoryczny dzięki niezwykłemu talentowi perkusisty Danny'ego Careya, pełen emocji oraz energii . Kolejne kompozycje konsekwentnie utrzymują mroczny klimat, a "Parabola" i "Ticks And Leeches" to ewidentnie kulminacyjne momenty trwającego niemal 80 minut dzieła. Pierwszy z wymienionych "numerów" jest zresztą chyba najpiękniejszym momentem albumu.

Choć krążek przynosi trudną muzykę, słuchacz nie ma okazji poczuć się znużony. Przykuwający uwagę śpiew Keenana i niesamowita dramaturgia, której największym sprawcą jest gitarzysta Adam Jones sprawiają, że każdy kolejny kontakt z "Lateralus" pozwala odkryć cos nowego.

Wielu krytyków chętnie porównuje najnowsze wydawnictwo Tool do dokonań kapeli Radiohead. Nawet jeśli pominąć oczywiste różnice "gatunkowe" obu bandów, i tak porównanie to wydaje się zbyt pochopne. W przypadku kwintetu z Oxfordu mistrzostwo w operowaniu nastrojem przyszło z upływem lat. Twórczość Keenana & s-ki od początku niosła ogromny ładunek emocjonalny, a i warsztat muzyczny członków formacji zrobił ogromne wrażenie już na debiutanckim dziele "Opiate". Być może dzięki "Lateralus" słuchacze po prostu ulegli wreszcie urokowi muzyki Tool, co rzeczywiście może wymagać czasu, bo większość nagrań Amerykanów skonstruowana jest przy użyciu "klasycznych" rockowych środków, ale wbrew utartym regułom - utwory trwają po siedem minut i zupełnie nie trzymając się schematu "zwrotka - refren - zwrotka - solówka - refren".


Metalhammer, ustami Darka Świtały, także recenzuje. Także na onecie.

Raz na pięć, dziesięć lat pojawia się album skończony, doskonały od pierwszej do ostatniej nuty. Taki album właśnie się pojawił i nikt i nic nie jest w stanie zburzyć we mnie tego przekonania. Intryguje już sama okładka - czarna, żałobna koperta nałożona na pudełko kompaktu, a sama książeczka, pozbawiona jakichkolwiek opisów, to warstwowo nakładający się na siebie schemat ludzkiego ciała. Któż mógł to wymyślić? Chyba tylko muzycy Tool.

To niesamowicie długi album - prawie 80 minut muzyki, takiej muzyki, która może być dla niektórych szokiem, dla innych zaś nirvaną? Jedno jest jednak pewne - nikt nie może pominąć tych dźwięków w swojej muzycznej edukacji. Bez wysłuchania "Lateralus" człowiek jest po prostu uboższy, a nowe muzyczne obszary do których kluczem jest ta płyta, będą prawdopodobnie niejednokrotnie jeszcze penetrowane przez innych w pierwszej dekadzie tego stulecia. Tyle tylko, że to muzycy Tool po raz pierwszy posłużyli się takim wytrychem - długie, progresywne wręcz kompozycje poprzeplatano krótkimi miniaturami, pełno tu zmian tempa, aranżacyjnych majstersztyków i genialnej produkcji.

Jest też mrok - nie tak intensywny i wręcz dotykalny jak na "Aenima" czy "Undertow", ale po prostu wpisany w ten album tak, jak cierpienie wpisane jest w ludzką egzystencję. Już otwierający album "The Grudge" wiele obiecuje - niski strój gitar, wyraźnie zaakcentowana partia perkusji i dźwiękowa wstrzęmięźliowść, która jest dużym atutem tej płyty - muzycy Tool są mistrzami operowania napięciem; nieważne czy jest to muzyczna agresja, zagrany na przesterowanym basie riff czy delikatne outro - do tego wszystkiego dochodzą powoli dawkując nam napięcie z wręcz dramatycznym zacięciem. Co ciekawe "Lateralus" to paradokaslnie najbardziej przystępna płyta Tool. Nie napiszę komercyjna, bo to faktycznie nieodpowiednie słowo, ale jestem pewien, że po tym albumie Tool przez speców od reklamy zostanie automatycznie wpisany na listę megagwiazd. Choć - bardziej by mi to odpowiadało - może się mylę i muzyka tej grupy dalej pozostanie sztuką dla wybranych, sztuką oryginalną i nieprzekupną, a tym samym - prawdziwą.

Naprawdę trudno pisać o tak wymagającej muzyce - dlatego musicie sami odkryć te dźwięki. Nie będziecie żałować. Niepowtarzalny album.
  
Re: <Mike> Recenje - Tool - "Lateralus"
PostWysłano: Środa, 07 Grudnia 2005, 15:18 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Mike
Uczestnik
<tt>Uczestnik</tt>
 
Użytkownik #49
Posty: 502


[ Osobista Galeria ]




Recenzja z serwisu www.rock.art.pl autorstwa mojego imiennika - Michała "Art" Wilczyńskiego


Intryguje okładka. Czarne etui, z wszystkimi niezbędnymi informacjami o najnowszej propozycji Toola. A pod nim? Rzut oka na książęczke. Wydrukowana na przeźroczystej folii. Rysunek przedstawiający człowieka odartego ze skóry. Odwracając kolejne strony, zaglądamy coraz głębiej w jego wnętrze. W książeczce - ani jednego słowa, ani jednej litery. Czas włożyć płytę do odtwarzacza.

Od pierwszych dźwięków wiadomo, że to nie przelewki. Trzeba słuchać w skupieniu. Dalej muzyka poniesie nas sama, jak na skrzydłach. Wciągnie. Na Lateralusie aż roi się od hipnotycznych kaskad dźwięków, które mogłyby płynąć godzinami. Dużo jest także skomplikowanych rytmicznie basowo-perkusyjnych struktur, mogących przypominać propozycje grupy Shellac (czy ktoś zna Watch Song?) czy Don Caballero. Takie misterne, koronkowe wręcz pochody. zresztą cała płyta jest bardzo zakręcona rytmicznie. Są momenty (szczególnie, gdy gra cały zespół), gdy w powietrzu unosi się duch King Crimson, duch takich utworów, jak Larks Tounges In Aspic (Part II). A w The Grudge (okolice czwartej minuty) kłaniają się Led Zeppelinowskie riffy. Ale może to tylko takie subiektywne odczucie... Dużo pracy ma tutaj bas. Nie jest on - jak to często bywa u zwyczajnych formacji - schowany za resztą. W rękach Justina Chancellora staje się pełnoprawnym instrumentem melodycznym.

Jasne punkty tego mrocznego dzieła? Schism z a cudowne przeplatanie tematów, Parabol i Parabola za kontrast, orientalizmy i porcję rasowego czadu, Ticks & Leeches za żywioł, Lateralis za multum kontrastowych uczuć i Reflection za hipnotyczny klimat.

Zresztą wypada traktować ten album jako całość, nie wolno odrzucać żadnego fragmentu. Trzeba parę razy wysłuchać Lateralusa, by zrozumieć o co chodzi, by uchwycić tą chwilę, ten klimat.
Podsumowując, chciałoby się sparafrazować Roberta Frippa, mówiącego o King Crimson: Podstawą działalności Toola jest zorganizowana anarchia... Coś w tym jest. Jeśli przestawi się na fale, na jakich nadaje ta muzyka, ona wciśnie was w fotel. No, powiedzmy,że wtooli...

5 / 6
  
Re: <Mike> Recenje - Tool - "Lateralus"
PostWysłano: Środa, 07 Grudnia 2005, 15:20 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Mike
Uczestnik
<tt>Uczestnik</tt>
 
Użytkownik #49
Posty: 502


[ Osobista Galeria ]




Portal: www.cbkore.pl
Auytor: Kostrzu

Szczerze mówiąc - boję się recenzjonować płyty Toola, gdyż zawsze mam wrażenie, że czegoś nie powiedziałem, że coś spłyciłem i wogóle... No cóż - poniższy tekst nie będzie inny - niestety ale spójrzymy prawdzie w oczy: "Lateralusa" ciężko opisać słowami i oddać jego prawdziwą wartość.

Co rzuca się w oczy od razu po włożeniu płyty do odtwarzacza i daje pewien obraz całego albumu - trwa on blisko 79 minut! Dostajemy krążek wypełniony muzyką prawie w całości, a utwory są niesamowicie rozbudowane i trwają nawet po 11 minut. Tak przedstawia się "Lateralus" przed włączeniem muzyki... Naciśniejmy więc drżącym palcem "plej" i...

... po pierwszych cichutkich odgłosach, naszych uszu dobiegają znajome hipnotyczne dŸwięki, wzbogacone jakimiś etnicznymi bębnami, po czym nawiedzony, brzmiący jak nigdy dotąd głos Maynarda wypluwa pierwsze słowa "The Grudge". W tej piosence jest wszystko za co kochamy Toola, a dodatkowo w końcowej części Keenan krzyczy, co nie zdarzało mu się na poprzednich płytach - słychać tu potęgę jego głosu . "Eon Blue Apocalypse" to taki rzekłbym spokojny, instrumentalny przerywnik, który uspokaja przejmującym brzdąkaniem na gitarze, po czym niezauważenie przechodzi w "The Patient". Początkowa delikatna gra instrumentów i stonowany śpiew Maynarda, ustępuje około drugiej minuty mocniejszemu uderzeniu gitary, po czym utwór nadal się rozwija i wszechogarnia słuchacza, aby zostać uwieńczony pięknymi, wielogłosowymi wokalizami Keenana i melodyjną grą instrumentów. Tu po raz pierwszy słyszymy, że MJK wyniósł wiele z pracy w A Perfect Circle - czy to we wstępie czy w pięknym zakończeniu wspomnianej kompozycji i jeszcze parę razy ma nam zamiar o tym przypomnieć na tej płycie. To dobrze. Jego wokal ma dzięki temu jeszcze więcej wyrazu... Chwila odpoczynku - "Mantra", po czym znakomity "Schism", do którego teledysk mogliśmy podziwiać w stacjach muzycznych... Okazuje się, że bez towarzyszącego, klimatycznego klipu, utwór nic nie traci i myślę, że na naszych własnych sprzętach grających, odkryjemy w nim jeszcze wiele ciekawych rzeczy - mnie urzekł na nowo... "Parabol" i "Parabola" choć rodzielone - stanowią piękną i przykładną jedność - ten sam tekst i melodia. Usypiający "Parabol" przechodzi po 3 minutach w mocniejszą "Parabolę", która rozwija myśl zawartą w swej poprzedniczce: "We are eternal. All this pain is an illusion" - refreny znów przypominają APC. Ja w tym momencie już wymiękam, zwłaszcza, że po chwili uderza w nas najagresywniejszy utwór na płycie "Ticks And Leeches" - "Suck and suck..." krzyczy Keenan, a skromny słuchacz zostaje wgnieciony w fotel tudzież inne siedlisko młodzieżowe... Można mieć dość, ale w pewnym momencie wszystko ucicha... Możemy odpocząć wsłuchując się w zwiewne, nieco hipnotyczne dŸwięki, po czym utwór wybucha po raz drugi, ze zdwojoną siłą - Keenan znów wrzeszczy, uzewnętrzniając swoją agresję... Potem czeka nas znakomity, "Lateralis", który jest takim dość typowym utworem - raz uspokoi, raz zahipnotyzuje a raz mocniej przyłoi. Następnie przechodzimy do kulminacyjnego punktu - niesamowitej "Trylogii": "Disposition", "Reflection" i "Triad". Nastrój i brzmienie gęstnieje tu stopniowo. Zaczyna się od "Disposition" z wyeksponowanymi etnicznymi bębnami - spokojna, refleksyjna kompozycja, która przede mną maluje orientalne przyrodnicze krajobrazy. Potem mamy kapitalne "Reflection" - robi się duszno, sekcja rytmiczna pracuje gęściej niż w poprzednim utworze, wprowadza w nas w delikatne, hipnotyczne otępienie, niesamowite doznania wzmagają jeszcze klimatyczne, orientalne brzmienia. Blisko 4 minuty do "zabawy" dołącza się Keenan i jak zwykle urzeka swym cudownym wokalem - to już zupełny odjazd. Po 11 minutach docieramy do instrumentalnego "Triad", w którym gitara przycina już ostrzej, i wraz z perkusją i basem zdaje się wybijać transowy rytm, po czym zaczyna "żyć własnym życiem" produkując piski, trzaski i szumy i znów ciężko uderzając... W tle cały czas słychać jakieś przetworzone jęki... Po zakończeniu czeka nas 2 minutowa przerwa, po której usłyszymy "Faaip De Oiad" - trudno to nazwać utworem muzycznym, ale trzeba przyznać, że jest to to dość klimatyczne... Koniec? Oczywiście, że nie! Teraz włączamy płytę jeszcze raz i od razu możemy też ustawić "repeat" - oszczędzi to nam w przyszłości pracy...

"Lateralus" jest tak dobry, że na początku poraża i przytłacza swym potencjałem artystycznym. Dopiero z czasem przychodzi obycie z tym niesamowitym materiałem, częściowe chociaż okiełznanie jego brzmienia i klimatu. Co najważniejsze z każdym kolejnym przesłuchaniem znajdziemy tu coś nowego. Płyta stanowi zwartą całość, ale równie dobrze broni się pojedynczymi utworami... W porównaniu z poprzednią płytą - wspaniałą "Aenimą", "Lateralus" jest materiałem głębszym. Tool ma tak dużo do powiedzenia z artystycznego punktu widzenia, że nawet jedenastominutowe kompozycje zdają nie wyczerpywać tematu... "Lateralus" to niemalże dzieło sztuki w kategorii szeroko rozumianej muzyki rockowej, wymykające się przyporządkowaniom i schematom - dzieło przy którym można równie dobrze pokiwać głową jak i osiągnąć katharsis... I w tym przejawia się jego wielkość. Na pewno można powiedzieć, że jest to najlepsza płyta XXI wieku i myślę, że jeszcze długo będzie na takie miano zasługiwać.
  
Re: <Mike> Recenje - Tool - "Lateralus"
PostWysłano: Środa, 07 Grudnia 2005, 15:23 Odpowiedz bez cytowania Odpowiedz z cytatem
Mike
Uczestnik
<tt>Uczestnik</tt>
 
Użytkownik #49
Posty: 502


[ Osobista Galeria ]




Najostrzejsza i najbardziej krytyczna recenzja albumu. Napisana przez, znowu, mojego imiennika Michała Zgrobę. Leży sobie spokojnie na http://porcys.com.

Ocena: 6.3

Nowy Tool jest niestety wtórny w stosunku do Aenimy. Z kilku powodów. Przede wszystkim dokładnie wszystko zrobione jest według wzorców z poprzedniej płyty: rezygnacja z piosenkowej formuły, długie kompozycje, tu i ówdzie połączone krótkimi przerywnikami, próba operowania nastrojem, hipnotyczne / nudnawe motywy, koncepcja na konstrukcję płyty. Ale co by nie powiedzieć utwory z czwartego albumu Tool są po prostu wyraźnie słabsze od kompozycji na poprzedniku. No dobrze, jest na Lateralusie kilka utworów solidnych. Jak chociażby "Reflection" i "Disposition", gdzie sam instrumentalny wstęp trwa niecałe cztery minuty i co ciekawe pojawia się w nim trąbka. Albo ostrzejszy "tytułowy" i jeszcze jedyny instrumentalny utwór na płycie "Triad". Te cztery utwory umieszczone na albumie obok siebie stanowią zresztą najlepszy jego fragment.

Co jeszcze? A tak, ideologia i teksty (w tym miejscu śmiech). Jak zwykle prorok Maynard dał do myślenia swoim wyznawcom na następne kilkanaście lat. Nie będę tu oddawał się analizie lateralusowej poezji, bo z pewnością musiałbym poświęcić na to kilkaset kolejnych stron, a słyszałem, że wydawnictwo sekty "Niebo Maynarda Keenana" szykuje już obszerne publikacje poświęcone interpretacji kilku najważniejszych fragmentów, jak: "Saturn comes back around / Lifts you up like a child or / Drags you down like a stone / To consume you till you choose to let this go", oraz "This body holding me reminds me of my own mortality / Embrace this moment / Remember / We are eternal / All this pain is an illusion". Ponoć stwierdzeniu "all this pain is an illusion" naukowcy (toololodzy) przeznaczyli oddzielny tom. Do wydawnictwa dołączona zostanie specjalna płyta CD, na której znajdziemy analizę kosmosu i położenia planet względem siebie na podstawie wizji wszechświata lidera Tool. Dowiemy się także jaki wpływ na nasze działania wywiera gwiazdozbiór Perseusza oraz Księżyc w fazie dwa dni po nowiu. Oprócz tej garstki informacji astrologicznych i o sensie życia, członkowie "Nieba..." postanowili przybliżyć nam postać Billa Hicksa oraz wyjaśnić co oznacza słowo "lateralus".

–Michał Zagroba, Lipiec 2001

PS: Aha, zapomniałem, jeszcze jedno do muzyki. Ostatni utwór, "Faaip De Oiad", miał pokazać, że Tool też potrafi być śmieszny, ale niestety czyni wręcz odwrotnie.
  
Recenje - Tool - "Lateralus"
Forum dyskusyjne -> Obraz i dźwięk -> Tool/A Perfect Circle

Strona 1 z 1  
  
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  
Kopiowanie i rozpowszechnianie materiałów w całości lub części jest niedozwolone. Wszelkie informacje zawarte w tym miejscu są chronione prawem autorskim.



Forum dyskusyjne Heh.pl © 2002-2010